Moi Bracia Mniejsi
Wpis dodano: 3 lutego 2020
Zwierzaki kochałem od dzieciństwa. Jeszcze jako „kawaler podstawówki” miałem akwarium z rybkami. Potem świnkę morską. Potem białe myszki w klatce…
A już w wieku dorosłym miałem psy i kota. Najpierw był Barney – niby owczarek podhalański z gęstą, długą, czarno-białą sierścią. Leniwy był, dostojny, raczej ospały. Szczególnych wygibasów nie wyczyniał, ale widać było, że za ważnego członka rodziny się uważał.
Ramona to był mały kotek o gęstej, długiej, beżowej sierści. Miała się za królewnę. Nosiła się dostojnie, chodziła własnymi ścieżkami, aż – niestety – po kilku długich latach zniknęła (powiadają, że koty odchodzą, gdy czują własną śmierć). Boże!, co ja jej się naszukałem, ile łez wylałem – nadaremno. Mówią, że kot kiedy ma umrzeć, ucieka z domu (jeśli może). I tak jakoś Ramonce udało się przedrzeć pod siatką… Kilka dni jej szukałem, wołałem, opętany chodziłem po chaszczach – nadaremnie.
I kiedyś znalazłem średniej wielkości kundelka Felusia (dla znajomych: Feliks – nie mylić z Dzierżyńskim!) o brązowej sierści. Ten piesek, bardzo młodziutki, pętał się po małym miasteczku – bezdomny (mówili mi, że pęta się tak od kilku dni). Rzecz jasna przywiozłem go do domu. Przez jakiś czas – zanim Barney umarł – obaj byli kumplami. A z Ramonką też jeszcze zdążył się zakumplować, choć ona traktowała psy z pogardą i wyższością – jak królewna, to królewna!
Feluś do dzisiaj miewa się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Ma znakomity dom z dużym ogrodem. Ja już od ponad pięciu lat tam nie mieszkam, ale z rodziną i Felusiem jestem za pan brat. Często tam bywam i nie ma mowy, abym przyjechał bez łakoci dla Felusia. Ach, żebyście widzieli jakie tańce on na moją cześć wykonuje – !!!
Kocham zwierzaki. I teraz chciałbym mieć jakiegoś w mojej kawalerce. Ale nie… – zbyt często nie ma mnie w domu, zbyt często wyjeżdżam poza Warszawę (czasami daleko, na kilka dni). Ale wszystkie moje zwierzaki noszę głęboko w sercu.