Benedyktyńskie pisanie « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Benedyktyńskie pisanie

Jakieś trzy tygodnie temu opublikowałem na portalu Latarnia Morska recenzję z nowej książki Jana Marxa pt. Spektakularne precedensy śmierci w tradycji śródziemnomorskiej. Można tę recenzję znaleźć pod linkiem:

http://www.latarnia-morska.eu/index.php?option=com_content&view=article&id=2215%3Aspektakularne-precedensy-mierci-w-tradycji-rodziemnomorskiej-jana-marxa&catid=43%3Aiformacje-komunikaty&Itemid=66&lang=pl

         Książka jest wyjątkowa – liczy niemal 1200 stron, imponuje ogromem i kalibrem wiedzy oraz zebranym materiałem. Marx pisał ją przez siedem lat niczym mnich zatrzaśnięty w celi. Tu muszę powtórzyć to, co w recenzji napisałem: Marx niemal nie istnieje w Internecie, a to, co tam o nim znajdziecie, to informacje i relacje innych osób lub dane bibliograficzne. On nie ma w domu komputera, nie korzysta z przestrzeni elektronicznej. Nie porozumiecie się z nim poprzez e-maila. Swoją wiedzę zdobywa i swoje pisanie realizuje w bibliotekach, brnąc przez setki lektur, robiąc notatki itd. I tak jest od lat, bo przecież poprzednie książki Marxa powstawały w podobny sposób.

Czytałem tę książkę z podziwem i zachwytem. W niej masa faktografii, ogrom pozyskanej wiedzy i wena interpretacyjna, komentatorska – imponujące. Model starej, zacnej, erudycyjnej eseistyki doczekał się w osobie Marxa reanimacji.

Janek zadzwonił do mnie, abym po tę książkę wpadł do niego. Nie widzieliśmy się od kilku lat. Wiedziałem, co zastanę: dom umeblowany książkami, zeszytami, notatkami, fiszkami. Wszystko w nim podporządkowane warsztatowi pisarskiemu. Mało rozmawialiśmy o tzw. świecie zewnętrznym, więc nie wykluczam, że Janek i nim nie za bardzo się interesuje. On jest fanatykiem swojej pracy. A ona nieprzeciętna – już od dawna brał się za książki „panoramiczne”, opasłe, szczegółowe, wymagające osobnych, rozległych kwerend, lektur i studiów. Tzw. nowy styl życia gdzieś przeszedł mu koło nosa, został za plecami. Tak, Janek przestał pasować do obecnego modus vivendi. Nie jest przecież odludkiem, nie żyje w lesie, nie karmi się korzonkami, w miasto wychodzi, na zgrabną panienkę zapewne okiem łypnie, jednak jego matecznik tkwi w jego pasji.

Ten model życia nazwałbym po prostu „życiem wśród książek”. W naszej pisarskiej branży niby to nic nowego, ale casus Marxa można by nazwać szczególnym, a nawet ekstremalnym. Zastanawiałem się, jaka z tego może być satysfakcja? O to Janka nie wypytywałem, ale teraz dochodzę do wniosku, że jego swoisty klerkizm wynika z mądrej aksjologii, którą kleił latami. Błyskotki życia pokrywały się patyną, mógł popaść w rozgoryczenie, nihilizm, „tumiwisizm”, lecz on wziął się po prostu do realizowania własnej pasji. Dawniej bywał zoilem, teraz już chyba ma w nosie skłóconą codzienność i banalną „tekstualność”. I chyba rzadko zerka na wysypisko śmieci literackich. Interesuje go większy kaliber przekazu, sensu, idei. Trzeba być kreatywnym, trzeba poświęcić się księgom. Nie po to, aby uciec od świata, ale po to, by zostawić po sobie wiedzę i mądrość. Kulturową i humanistyczną pasję. Aby – w naszej branży – do tezaurusa kultury dorzucić nową, istotną cegiełkę. Reszta jest marnością. W najlepszym przypadku – pospolitością.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP