Buchalteria literacka
Wpis dodano: 27 maja 2018
Wszystkim początkującym literatom radzę bardzo sumiennie robić „buchalterię” własnego dorobku. Lata lecą, dorabiamy się niemałej bibliografii własnego dorobku, ale tę bibliografię trzeba dokumentować. Może nigdy nikomu do niczego ona się nie przyda, ale bywa i tak, że jest do czegoś potrzebna. Ot, Drogi Poeto, Prozaiku czy Krytyku, nie wykluczajcie, że ktoś kiedyś będzie o tobie pisał pracę magisterską lub doktorancką, więc ułatw mu to. A może nikogo to nie będzie obchodzić? Ha, nigdy nic nie wiadomo – może dopiero twoje wnuki tym się zainteresują, bo będą wiedziały – cwaniaczki, he, he – że na nich przeszły prawa autorskie.
U mnie wygląda to na dzień dzisiejszy tak: wydane przeze mnie książki własne – 33 tytuły, antologie, wybory i prace edytorskie – 10 pozycji, udział w antologiach poetyckich – 29, szkice i teksty w pracach zbiorowych – 24, wstępy i posłowia do książek innych autorów – 191, przekłady – 2.
Dlaczego dominują wstępy i posłowia do cudzych książek? Odpowiedź jest prosta: jestem przede wszystkim krytykiem literackim. Prosili mnie o te wstępy i posłowia autorzy lub wydawcy.
Tyle uzbierało się tego wszystkiego od połowy lat 70-tych. Do tego można by jeszcze dopisać teksty z mojego bloga – ponad 900 wpisów.
Powyższy „remanent” dotyczy tylko publikacji w tzw. drukach zwartych. Ale przecież masa moich tekstów była drukowana w prasie literackiej. To są najczęściej publikacje wierszy i recenzje; bardzo dużo recenzji. Tutaj „dałem tyłka”, bo w pewnym momencie przestałem te publikacje rejestrować. Teraz żałuję i wyciągnijcie z mojego żalu nauczkę.
Ten „remanent” jest z grubsza właśnie taki. Pozostawiam po sobie jako taki porządek i sprawozdanie. Powtarzam: może niepotrzebnie, ale rodzina niech ma w szufladzie ten „spadek”. Nigdy nic nie wiadomo.
Każda wydana „oficjalnie” książka ma swój ISBN, czyli International Standard Book Number, a więc jest dokumentowania w Bibliotece Narodowej oraz zapewne w Instytucie Książki. Książki wydawane własnym sumptem bez ISBN nie są książkami klasyfikowanymi w dokumentacji.
O tym wszystkim nie myśli się mając 20 lat i debiutując, ale komu uda się „wejść w literaturę”, to niech sobie przypomni ten mój wpis. Przyda się.