Chlebuś czy dżemik?
Wpis dodano: 3 września 2011
Parlamentarna kampania wyborcza ‘2011 ruszyła z impetem. Temperatura rośnie, w mediach wrze. Politycy ze wszystkich ugrupowań przekrzykują się, licytują, obiecują, demaskują, atakują, obnażają, oskarżają. Zacietrzewienie to – jak zwykle u nas – główny ton tej, pożal się Boże, debaty. Choć może lepsza byłaby metafora z głuszcami. One – gdy tokują – tracą słuch. W polityce traci się także smak – ten z „kwestii smaku”…
Proszę jednak zauważyć, że ani słowa o kulturze! W jakiejś mierze to zrozumiałe – budżet państwa, rynek pracy, emerytury, sprawy socjalne, służba zdrowia… Czyli: najpierw chlebuś, potem dżemik! Egzystencja poprzedza esencję.
W naszym środowisku nieustannie narzekamy na fakt, że resort kultury w klasie politycznej siedzi w ostatniej ławce. Trochę mnie to nie dziwi, jestem realistą, wiem – po marksistowsku – że najpierw baza, a potem nadbudowa. I wiem, że podczas kampanii wyborczej są ważniejsze sprawy społeczne niż budżet resortu kultury, VAT na książki czy upadek Teatru Telewizji. Toteż nie oczekuję obietnic (a zwłaszcza wyborczych, czyli mało realnych) pod naszym adresem.
Martwi mnie raczej co innego, a mianowicie „filozofia państwa”. Do dzisiaj klasa polityczna nie zrozumiała, że nakłady na edukację i kulturę to też ważna inwestycja. Bowiem one – kultura i nauka – zmieniają społeczeństwo. Zaś społeczeństwo lepiej wykształcone i „kulturochłonne” inaczej pracuje, inaczej projektuje przyszłość, inaczej układa sobie system wartości i preferencje społeczne. Jest bardziej tolerancyjne, mniej klaustrofobiczne, otwarte na dialog ze światem, odważniejsze w podejmowaniu decyzji zbiorowych i „ryzyka twórczego” na wszystkich płaszczyznach życia. Polsce bardzo tego potrzeba – tej „rewolucji”, która by nas wydobyła z modelu „patriotyzmu” historycznego anachronicznego, z tej przeklętej, mentalnej zony „państwa wschodniego”, spragmatyzowała, zainspirowała, przy równoczesnym umacnianiu z jednej strony prawa, z drugiej – obszarów wolności osobistej. Jesteśmy na tej drodze od niedawna, te wybory wiele nie zmienią, mogą jednak co nieco zatrzymać w miejscu i już nawet godzę się na to dalsze siedzenie w ostatniej ławce, byle by mnie do poprzedniej klasy nie cofnęli…