Cnota obiektywizmu
Wpis dodano: 15 września 2017
Być obiektywnym to wielka cnota. Jednak dla wielu ludzi niełatwa w realizacji. Najprostszy przykład: mamy kolegę, ten kolega rzeczywiście nie jest zbyt sympatyczny – szorstki, autorytarny, zarozumiały, pogardliwy, narcystyczny… Na dodatek „geszefciarz”. Trudno go lubić, trudno go szanować. Ale on pisze wiersze – i to wcale niezłe. Można powiedzieć, że ma talent. Tak więc w takiej sytuacji kolegę można omijać bokiem, w ogóle unikać go, ale wara od jego talentu.
Znakomicie wyobrażam sobie sytuację, że czytam tomik autora, którego jako człowieka nie cierpię, ale po lekturze jego nowego zbioru wierszy piszę o tym zbiorze pochwalną recenzję. Bo te wiersze takiej recenzji są warte.
Gdybyśmy w sposób radykalny nie odróżniali dzieła od człowieka, to raczej w.w. wspomniana recenzja byłaby bardziej ekspresją naszych emocji personalnych niż obiektywnej oceny.
Przypomnijcie sobie casus François Villona (1432-1463) – był nie tylko paskudnym rzezimieszkiem, ale wręcz zbójem; odsiedział sporo lat w więzieniu itd. Dziś istnieje w literaturze światowej jako wielki, osobliwy talent. I to jest jedyna ścieżka, żeby talenty autorów oddzielać od ich życiorysu. Krytyk literacki (a chyba nawet zwykły czytelnik) musi zachować obiektywizm literacki. Wszelkie inne oceny są z innej półki i z innego kontekstu.
Pytanie ogólniejsze brzmi: czy artysta ma powinność „bycia moralnym”? Ha, moralnym zawsze jest dobrze być, ale to skądinąd poczciwe wymaganie nie ma znowu – jak pisałem powyżej – nic do rzeczy. Moralność to także cecha osobowości, a nie talentu.
Istnieje także stado autorów, którym nic poważnego zarzucić nie można, ale oni są lekkoduchy, powsinogi, alkoholicy, awanturnicy, kloszardzi… To nawet może mieć swój urok, ale najczęściej nie miewa.
Ech, menażeria ludzka… Najczęściej na artystach się skupiamy, bo coś nam mówią ich nazwiska, ich dorobek, ale ileż jest „ludzi anonimowych”, którzy żyją marnie i „niehigienicznie”. Tak było, jest i będzie.