Czy prawda wiersza istnieje?
Wpis dodano: 16 grudnia 2016
Fryderyk Nietzsche powiedział: Nie ma faktów, są tylko interpretacje. Niedawno w programie telewizyjnym Michał Rusinek przypomniał to zdanie. Dzisiaj ono lubi odnosić się do dyskusji politycznych, lecz przecież jest ono także na tyle uniwersalne, że może być przywoływane w wielu okolicznościach.
Oczywiście z właściwą dla mnie obsesyjnością odniosłem to do literatury, a zwłaszcza poezji. Proszę pomyśleć: wiersz jest „faktem publikacyjnym”, ale na tym kończy się jego „byt materialny”. Reszta to kwestia recepcji i interpretacji. Bywają wiersze „sprozaizowane” albo „mówiące wprost” i ich przekaz jest komunikatywny. Ale dykcja poetycka na ogół jest zmetaforyzowana, sparabolizowana, pełna podsensów i nadsensów, które czytelnik sam sobie rozsupłuje i interpretuje. Nie wszyscy muszą ten sam wiersz rozumieć tak samo, nie wszyscy otwierają go tym samym kluczem skojarzeń i znaczeń. W tym miejscu powinienem przypomnieć teorię tzw. dzieła otwartego.
Niedawno wspominałem tu o tej teorii (dzieła otwartego), którą tak cudnie i mądrze powołał do życia Umberto Eco. Nasza mateczka Wikipedia dopowiada, że chodzi tu o polisemiczność każdego dzieła sztuki i przenoszenie akcentu w analizie dzieła z relacji twórca – dzieło na dzieło – odbiorca. Czyli: utwór w intencji twórcy nie musi być taki sam jak w odbiorze czytelnika.
Wiersz jest jak dziecko stające na własne nogi: odchodzi od autora do czytelników i między nimi już sam sobie radzi. Niekoniecznie tak, jak autor chciał, tylko tak, jak chcą odbiorcy. Jaka jest więc prawda takiego wiersza? Ano taka, jak jest czytany i odbierany, jakie w nim sensy, nie przewidziane przez autora, odnajdują czytelnicy.
Polifoniczność i polisemantyczność wiersza jest – być może – jego najpiękniejszym wianem, z jakim wchodzi do czytelników.
Ja, a wy zapewne także, czytaliśmy recenzje z naszych tomików, z których dowiadywaliśmy się tego, czego wcześniej sami w tych tomikach nie zauważaliśmy. I autor nie ma tu już nic do powiedzenia. Napisał, co napisał, a odbiorca czyta to, co po swojemu czyta. Niektórych autorów szlag przez to trafia. Niepotrzebnie!
Więc co z tą „prawdą wiersza”? On, wiersz, ją w sobie nosi, ale odbiorcy… przekręcają ją? Nie, nie przekręcają, ale pojmują po swojemu. Może dlatego literatura jest tak zaskakująca i fascynująca? Relacje recepcyjne między nadawcą i odbiorcą nawet w mowie potocznej mogą się komplikować. A co dopiero w literaturze, która ma szczególne prawo do wieloznaczności. Chyba w tym zresztą jej urok.