Czy sukces jest niezbędny? « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Czy sukces jest niezbędny?

Od dłuższego czasu obserwuję ciekawą prawidłowość. Otóż wszelkie lamentacje na stan kultury, pretensje do państwa, które o nią nie dba, narzekania na regres, w jakim znaleźli się twórcy zgłaszają nie ci, którzy odnieśli sukces, tylko tetrycy, którzy czują się niedopieszczeni. A niedopieszczeni są dlatego, że uplasowali się w drugiej lub trzeciej lidze. Jadą w zatłoczonym peletonie, a kamery nastawione są głównie na czołówkę. O nieeeeee!, im nie brak talentu; oni nie mają możliwości do rozwinięcia skrzydeł, bo ich „przestrzeń powietrzna” jest ograniczona. A co takiemu szkodzi wygrać kilka prestiżowych konkursów, dostać Nagrodę Nike czy Szymborskiej, wygrać ranking na książkę roku lub przynajmniej znaleźć się wśród nominowanych?

Jest nas milion! Wszyscy uważamy się za utalentowanych, lecz opinia publiczna chodzi własnymi ścieżkami. Tu oczywiście zaraz włącza się „koncepcja sitwy” oraz „spiskowa teoria dziejów”, które w.w. frustrację tylko pogłębiają. Prawda jednak jest taka, że aby zaistnieć, musi się na to złożyć swoisty syndrom, za każdym razem nieco inny, mający swoją specyfikę. Talent i pracowitość to sprawy ważne, ale jeszcze trzeba umieć grać w bingo.

Szanse zostały dane. Ukazuje się w Polsce tysiące książek rocznie, jest setki konkursów, Polska – od tej centralnej aż po tę gminną – tętni imprezami literackimi, spotkaniami poetyckimi, festiwalami i prezentacjami grup literackich. Oczywiście wybić się w tym tłumie to sztuka niełatwa, a nawet karkołomna, ale jednak nie niemożliwa.

Czytam nieustannie, czego państwo nie robi, by uniemożliwić trafianie literatury pod strzechy. Sam jednak wolałbym, by państwo dbało o biednych, bezrobotnych, chorych, wykluczonych, a nie o poetów. Już nie mówiąc o tym, że państwo nie tylko poetów ma na głowie, ale też malarzy, muzyków, filmowców, aktorów, teatry, biblioteki i co tam jeszcze chcecie. I że za normalne uważam „struktury amatorskie”, które w ogóle od państwa nie powinny niczego oczekiwać. W ogóle oczekiwać powinni obywatele, niekoniecznie artyści. Dalece nie każdemu hobbyście należy się wywiad w Xięgarni Agaty Passent czy stypendium od Ministra Kultury (nawiasem mówiąc, każdego roku takie stypendia otrzymuje ponad 300 literatów). Cokolwiek bym tutaj jeszcze przywoływał, to i tak uważam, że baza ważniejsza jest od nadbudowy.

Właśnie gościł w Polsce światowej sławy nasz rodzimy fotografik Ryszard Horowitz. Udzielił wywiadu TVN-24. M.in. powiedział, że każdego dnia na świecie robionych jest miliony fotografii i jednym kliknięciem w Internet ich duża część dostaje się do przestrzeni publicznej. Pomyślałem sobie, że podobnie dzieje się z wierszami. Tyle, że poeci domagają się większej opieki i zainteresowania niż fotograficy-amatorzy. Więc jednak gdzieś gruba kreska między Sztuką a sztuką powinna przebiegać. Mimo to coraz częściej czytam tu i tam narzekania sfrustrowanych artystów. Oni nie rozumieją, że twórczość to hobby. Droga do jej sprofesjonalizowania jest możliwa, lecz nieprzewidywalna.

Słuchałem też rozmowy Brunona Miecugowa z nieznaną mi wcześniej piosenkarką Julią Marcell (zaczynającą odnosić sukcesy), która powiedziała, że rynek muzyczny uległ wielkim przeobrażeniom. Dzisiaj już nie ma na estradzie tytanów w rodzaju Charlesa Aznavoura czy Michaela Jacksona, na których skupiały się reflektory i mikrofony. Muzyka także poszła w Internet. I tam porobiło się wiele nisz, które pofragmentowały rynek odbiorców. Pomyślałem o tym, że z naszym środowiskiem literackim dzieje się podobnie, a czego jak czego, ale „kultury internetowej” sponsorować państwo nie będzie.

Owszem, jest w tym wszystkim „coś nie tak”. Np. ostatnio czytałem kilka wręcz znakomitych książek w maszynopisie, których wydawcy nie chcą kupić, bowiem wiedzą, że oczekiwany nakład się nie sprzeda. Racje marketingowe są w tym wszystkim najsmutniejsze, ale biznes to biznes. Ile pieniędzy wydawca może włożyć, które mu się nie zwrócą? To zwłaszcza dotyczy autorów „bez nazwiska”. W tym jest jakieś błędne koło, jak na razie nie pokonane. Jedno jest pewne: państwo takiego mecenatu w całości udźwignąć nie może. To musi budzić troskę, ale recepta jest trudna do skonstruowania. Czy więc zostają nam tylko złorzeczenia? Hmm, myślę, że prawdziwy twórca tworzy bez względu na okoliczności. Nagrodę ma taką, że do swojego życia dopisuje wartość dodaną. Dzięki temu spełnia się. A sukces? A sukces niech się w dupę pocałuje!

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP