Dwa domy
Wpis dodano: 17 lipca 2020
Jestem szczęściarzem: mam dwa domy. Ten główny to dwupiętrowy i pięciopokojowy ze sporym ogrodem, po którym szaleje nasz pies Feluś. Tu jest piękna, wielka magnolia, duży orzechowiec, różne inne drzewa i drewniany stół do posiadów na zewnętrz. Także spory garaż, gdzie mieszczą się dwa samochody. Posesja od ulicy jest oddzielona wysokim płotem zieleni. Już wiele, wiele lat w tym domu mieszkamy.
Wyrosły w nim moje dzieci. A teraz dwie wnuczki przyjeżdżają tu z rodzicami i zainstalowaliśmy im coś w rodzaju ogródka jordanowskiego. Ale frajda!
Ale mam też swój drugi dom (kilka kilometrów od tamtego), gdzie na co dzień przebywam. W gruncie rzeczy niemal nieustannie. Tu jest moja „fabryka literacka”. Tu także moja spora biblioteka, którą co jakiś czas przetrzebiam (oddaję antykwariatom), bo inaczej nic już by się tu nie zmieściło. A na dodatek mam tu multum bibelotów (najbardziej kocham ohydne czupiradło, któremu dałem na imię Piękna Kurew).
Najważniejsze jest biurko! Właśnie przy nim teraz – jak zwykle – siedzę i piszę kolejne recenzyjki i inne tekściki.
Dom i posesję przez całe lata doglądałem. Teraz mój syn przejmuje te obowiązki. Ale oni lubią tu przyjeżdżać – jego rodzina ma tu oddech od swojej sporej warszawskiej ulicy pełnej samochodów.
Podsumowując: urządziłem się nieźle i wygodnie. Rzekłbym: „dualistycznie”. Mam znakomite warunki do pracy. Ale za to inne zmartwienie… Otóż cała moja rodzina nie interesuje się literaturą. Pracują w zupełnie innych zawodach. Aż ciarki przechodzą mi po plecach, gdy pomyślę, co po moim „biurze” i po mojej bibliotece zostanie.
Ale czy musi zostać? Jestem poetą i krytykiem literackim nie aż tak ważnym i znanym, by tę spuściznę ocalać. To, co przychodzi, potem zanika. Mam tego świadomość, lecz nie ubolewam. Żyło się cudnie – i to mi wystarcza!