Ech! « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Ech!

Problem brzmi tak: czy myśl stwarza słowo czy słowo stwarza myśl? Co jest pierwsze: kura czy jajko?

Jest w tym pytaniu wielka zagadka. Zapewne traktaciki na ten temat są liczne, choć nie pamiętam, abym takowe czytał (aczkolwiek filozofia języka zajmuje się takimi dylematami). Sądzę, że mamy tu do czynienia z pewnym mechanizmem. Otóż Słowo i Myśl koegzystują ze sobą na zasadzie syndromu i wzajemnie stymulującej się koordynacji. Z jeden strony artykułowanie świata i przeżyć jest niemalże czynnością fizjologiczną. Jeśli na przykład dostrzeżemy coś, co nie jest nam znane, szukamy werbalnych odniesień, dzięki którym to nieznane dałoby się zdefiniować, uświadomić. Słowa nazywają, a świat nienazwany poniekąd nie istnieje. Słowa są nośnikiem świadomości. Kreują ją. Ale z drugiej strony świadomość powołuje do roboty słowa, które dźwigamy w ogromny tezaurusie naszej mowy.

Rozmiary naszego leksykonu bywają różne. Tu zasadniczą rolę odgrywają wiedza i inteligencja. Rozmiary naszego świata zależą od tych właśnie przymiotów. Człowiek prymitywny potrzebuje mniej słów niż człowiek inteligentny. Bo jego świat jest „mniejszy”. Co nie znaczy, że gorszy, bowiem to wszystko są miary szyte dla każdego z osobna. Człowiek o dużej świadomości i inteligencji poniekąd sam buduje sobie labirynt, w jakim się szamocze.

Taaaaak, myślenie jest bardzo niezdrowe. Na dodatek ono uwielbia wspinać się po drabinie sensów i ocen. I często wdrapujemy się tak wysoko, że powoduje to zawrót głowy, z którym trudno sobie poradzić. Dystans pozwala utrzymać pożądaną równowagę, lecz gdy i dystans ulegnie zaburzeniom, to możemy doznać poważnej dezintegracji. Czasami ma ona przymiot pozytywnej, czasami jest destrukcyjna.

I tak źle, i tak niedobrze? A więc kiedy jest dobrze? A bo ja wiem? Mówimy tu o sytuacjach indywidualnych, choć przecież psychologia je uporządkowała w jakieś kategorie. Tych szufladek jest masa i nasze „szczęśliwe życie” zależy właśnie od tego, w której szufladce zatrzasnęliśmy się. A raczej zatrzasnęły nas własne predyspozycje.

Poezja jest chyba osobnym interiorem tego typu rozważań. Poezja jest nadbudową wszelkich tego typu zjawisk. Poeta ma potrzebę nazywania, ale nie jest to „definiowanie naukowe”, lecz emocjonalne i estetyczne. Nawet poeta doctus, poeta-intelektualista nie buszuje po języku naukowym tylko zgoła nieostrym znaczeniowo. Metaforyzuje świat, tym samym stwarzając świat werbalny. Tu jest jego królestwo. Tu jest jego wolność i dowolność absolutna.

I pomyśleć: co my czynimy z językiem i co z nami czyni język? Zadaję sobie pytanie: czy na początku było rzeczywiście Słowo? W sensie „kosmicznym” być może nie, ale jestem pewny, że dla naszych „kosmosów wewnętrznych” tak. Słowo, taki niby drobiażdżek, a jak to-to potrafi narozrabiać… Ech!

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP