Ewolucja książki
Wpis dodano: 17 lutego 2017
W każdy sobotni wieczór oglądam na TVN-24 program Xięgarnia prowadzony przez Agatę Passent i Filipa Łobodzińskiego. To sympatyczna audycja, choć utrzymana w konwencji popularnej. Taka – jakby tu powiedzieć? – w dobrym guście i aurze. Na dodatek jej cymesem są osobliwe felietony Michała Komara – arcyciekawe, erudycyjne i wyrafinowane. Pojawiają się tu także ciekawi rozmówcy. I za każdym razem zdaję sobie sprawę, że ta garstka co tydzień zachwalanych książek to, niestety, za mało. I za płytko. Niestety, nie da się inaczej w stosunkowo krótkim, popularnym programie. W ogóle kultura w każdej tv to sprawa marginalna. Bywało lepiej dawnymi czasy. Pamiętam jak mogliśmy oglądać tylko dwa, trzy programy. Ale pamiętam też, że co tydzień oglądałem magazyn kulturalny Pegaz – znakomity. Teraz możemy oglądać cały kanał TV Kultura, ale jego niszowość jednak, moim zdaniem, gubi gdzieś po drodze swoją misję. I tak dobrze, że jednak kanał ten istnieje.
Medialność wszystkich przekazów to dziś więcej niż róg obfitości. Z jednej strony to dobrze, że mamy tę obfitość, ale – jakby nie było – nie da się oglądać wszystkiego, a więc tylko garść czołowych programów ma dużą oglądalność, a pozostałe należy uznać za niszowe. I tak dobrze, że są.
Ale coś takiego się porobiło, że ów róg obfitości jest – jak powiedziałem – nie do ogarnięcia, a więc fragmentacja przekazu jakby, paradoksalnie, go ogranicza.
Wracając do książek: rodzi się pytanie, czy rynek książki da się obecnie w ogóle jakoś ogarnąć? Podaż jest ogromna, formuły, formy i tematyki liczne. Nie wiem, czy dzisiaj możliwe jest ogarnięcie i przesianie tego wszystkiego. Rodzi się więc pytanie, ile dobrych książek istnieje, de facto nie istniejąc? Reklama dźwignią handlu, ale w naszej książkowej branży nie ma mowy o przesianiu tego rogu obfitości.
Obawiam się, że tak już zostanie. Bo ten stan rzeczy jest nie do opanowania. I tak dobrze, że jednak książki są pisane i nieustannie wydawane. Co będzie, gdy kultura medialna (niepapierowa) rozpanoszy się jeszcze bardziej? Może statystyka czytelnictwa zacznie iść w dół, bo przecież telewizje i internet odbierają nam, autorom, czytelników. Jest to proces powolny, ale on chyba narasta, a nie maleje. Długo jeszcze – na szczęście – kultura pisarska i czytelnicza będą istniały, ale znakomicie wyobrażam sobie, że będą z pokolenia na pokolenie więdły.
Ale mogę się mylić. Na własne oczy widzimy, jak literatura przenosi się do Internetu i dam głowę, że ta internetowa czytelnia i księgarnia staną się czymś zupełnie naturalnym. Może zmiana nośników z papieru na elektronikę niewiele popsuje? Może audio- i e-booki staną się czymś oczywistym, codziennym?
Czy mamy na to wpływ? Moim zdaniem nie. Bowiem to są przemiany, które zmieniają także socjotechnikę oraz mentalność naszej „kulturowości” i „kulturalności”. Jeśli ktoś z nas dożyje 2117 roku, to niech koniecznie opowie, co i jak się zmieniło w porównaniu z rokiem 2017. Ogromnie chciałbym taki raport przeczytać.