Galimatias istnienia
Wpis dodano: 9 sierpnia 2019
Półrocze skończyło się ostatniego dnia czerwca. Lipiec minął. A sierpień to już pierwszy kroczek do jesieni. Strasznie szybko te miesiące płyną.
W sierpniu dobiję do 70-tki! Zgroza! A potem to już może jesień życia będzie mnie podgryzała nieustannie – aż do ponurego skutku.
Ale dajmy spokój marudzeniu. Tak czy owak wiosna i lato to są kwartały najcudniejsze. Do zimy mam stosunek – hm, jakby to elegancko powiedzieć? – mało sympatyczny.
Gdy słucham Czterech pór roku Vivaldiego, to zimę wyłączam. A dzieciarnia tylko by z górki na sankach zjeżdżała, zaś narciarze niecierpliwie czekają na tę porę roku. Ech, narowy ludzkie są nieobliczalne.
Zadajcie sobie pytanie, czy istnieją cztery pory życia. Hm, chyba tak: dzieciństwo, młodość, dojrzałość i starość. Ale może jednak dzieciństwo jest najfajniejsze? Stare powiedzonko głosi: któż z nas nie był dzieckiem?; chyba każdy!. Jednak dzieciństwa na ogół nie pamiętamy, a na starość pomstujemy. Tylko młodzieńczość i dorosłość to full-wypas. W zasadzie ładnie zostało to wymyślone, choć w tym wszystkim ohydne jest jedno, a mianowicie: PRZEMIJANIE!
Może i dobrze? Wyobrażacie sobie nieśmiertelność? Szlag by was trafił: po trzystu latach mielibyście dosyć. No, chyba, że dusza nie umiera i buja sobie w obłokach…
Obiecuję wam: jeśli uda mi się to wszystko ustalić, to dostaniecie ode mnie znak z nieba lub piekła, ale sami będziecie musieli podjąć decyzję: jak żyć nadal w tym galimatiasie istnienia!?