Genius loci?
Wpis dodano: 8 czerwca 2012
Wróciłem z wojażu! To był taki mały maraton. Najpierw w Gorzowie już XXX warsztaty RSTK pod wodzą Czesława Gandy. Warsztaty – to mało powiedziane, bo to jest jeden wielki festyn poezji, malarstwa, muzyki i fotografii. Cztery grupy adeptów (czasami z niemałym już dorobkiem) zajmowały się teoretycznie i praktycznie swoją twórczością, a wieczorami mieliśmy wspólne posiady prezentujące naszą twórczość i umiejętności. W tym roku ja prowadziłem grupę literacką, Grażyna Łobaszewska – muzyczną, a Geno Małkowski – plastyczną. Wspaniała atmosfera, komitywa, a nawet słoneczna, plenerowa pogoda sprzyjały nam. Odbywały się też konkursy i spotkania indywidualne – np. znakomity, wspólny wieczorek poetycki miały Beata P. Klary i Agnieszka Tomczyszyn-Harasymowicz. Jak zwykle po trzech dniach przenieśliśmy się do Garbicza i tam w „przecudnych okolicznościach” pleneru realizowaliśmy nasze harce ambitne.
W tym roku pierwsze trzy dni tej imprezy zbiegły się z pierwszą edycją gorzowskiego Festiwalu Poetyckiego im. Kazimierza Furmana. Dobrze, że go zainicjowano, zaciekawił wszystkich, o Furmanie sporo się mówiło, dyskutowało, ale przy okazji pokazano trochę innej poezji, czyli środowisko nasze pozyskało nową okazję do integracji i autoprezentacji. Nowością w Gorzowie było też czytanie wierszy w galerii handlowej Ascana – wiersze nawet nieźle zderzyły się z tą rynkową rzeczywistością i ładnie zabrzmiały w atmosferze merkantylnego zgiełku. Festiwal zaś zapoczątkował nie tylko sam siebie, ale również pierwszą edycję ogólnopolskiego konkursu poetyckiego im. Kazimierza Furmana. Myślę też, że nieźle zabrzmiał nasz „koncert poetycki” w gorzowskiej katedrze, wypełnionej ludźmi po brzegi.
Prosto stamtąd pojechałem na XVIII Głogowskie Konfrontacje Literackie. To bardzo bogata i wypełniona zdarzeniami impreza. Byliśmy m.in. na spotkaniu z Sławomirem Shuty, Danielem Odiją i Grzegorzem Miecugowem, mieliśmy konkursy wewnętrzne (w tym Turniej Wiersza Fikuśnego), ale sednem spotkania były warsztaty poetyckie, które prowadziłem wspólnie z Mirką Szychowiak – poetką i osobą wspaniałą!
Zawsze wszystko zależy od ludzi. Tu spotykają się przyjaciele, panuje naprawdę twórcza i pracowita atmosfera, lecz umiejąca pogodzić „wakacyjne uciechy” z zajęciami na serio. Byłem w Gorzowie i Garbiczu po raz trzeci, w Głogowie po raz drugi, chce mi się tam wracać i chyba wszyscy inni traktują te spotkania jako niemal rodzinne. Ta budująca atmosfera jest nam wszystkim na co dzień potrzebna. Dobre fluidy są na wagę złota; życie literackie nie zawsze je wytwarza, może więc ów genius loci jest potrzebny? Tu – w Gorzowie, Garbiczu i Głogowie ten duch bierze górę. Dziękuję więc organizatorom za ten właśnie „aerozol”, jaki rozpylili nam nad głowami…
A teraz popatrzcie, jak się w Garbiczu relaksuję na zdjęciu Beatki Klary…