Intymność « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Intymność

Z intymnością jest trochę tak jak z poliszynelem: wszyscy myślą, że to odmiana szynela, a to było imię pewnego gbura z włoskiej komedii dell’arte. Intymność jest czymś bardzo osobistym i drzemiącym za zasiekami naszej własnej prywatności. Naruszanie czyjejś intymności to zwykła gburowatość.

O co mi chodzi? Otóż ukazała się książka Anny Król pt. Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie. Tam masa szczegółów z życia Mistrza. Książka napisana z „dobrym smakiem”, nie przekraczająca wątpliwych granic, a jednak podająca nam Iwaszkiewicza in flagranti, łącznie z jego inklinacjami erotycznymi. Te wiadomości pochodzą najczęściej „z pierwszej ręki”, bowiem sam Iwaszkiewicz w swoim dzienniku nie zamiatał własnego tabu pod dywan.

Lektura jest fascynująca. Zapiski Iwaszkiewicza w żaden sposób nie trącą wulgaryzmem ani obscenami, a jednak obnażają jego inklinacje i uczucia do dna. Można powiedzieć, że jego gejostwo miało bardzo piękny i poruszający wymiar. W sferze emocjonalnej to była po prostu miłość. Można też przypuszczać, że skoro pisarz poświęcił tym sprawom w swoim dzienniku sporo miejsca, to liczył się, że po śmierci ktoś je będzie czytał.

I wszystko byłoby normalne, gdyby nie fakt, że z istniejącym od wieków homoseksualizmem nadal nie umiemy sobie poradzić i nie umiemy go zaakceptować. Jest wprawdzie lepiej niż dawnymi czasy; wszelkie „tęczowe ruchy” zaczęły zdejmować czarczaf z twarzy, ale ich walka o równouprawnienie wciąż nie odniosła sukcesu.

„Seksualizm literatury” także mocno się rozpanoszył. I nie mam tu na myśli żadnej prozy pornograficznej, tylko tę wybitną, wychodzącą spod piór światowej klasy autorów. Literatura erotyczna bywała bardzo śmiała. Tu, na moim blogu, możecie wejść pod link Czytelnia / Felietony i przeczytać tekst Przekraczanie granic 2. Oj, działo się, działo… W ogóle gatunek erotyku przestał li tylko bujać w obłokach i westchnieniach. Niemal wszyscy już wiedzą, że robić w łóżku można wszystko, ale mówić i pisać o tym jakoś niezręcznie. Choć – powtarzam – coraz mniej niezręcznie. Czasami – wyzywająco.

I co z tym fantem zrobić? Ano nic. A jeśli już, to zedrzeć maskę z własnej twarzy. To nie jest przymus, oczywiście. Przecież o własnych namiętnościach nikt pisać nie musi, a ci którzy chcą, powinni zacząć od zignorowania barier obyczajowych. Możemy wciąż decydować, czy posiadamy „erotyczną autocenzurę”, czy „erotyczny ekshibicjonizm”.

Ja jestem – spokojnie!, spokojnie Drogie Panie! – absolutnym przedstawicielem heterogenizmu, ale nic mi u innych nie przeszkadza wersja alternatywna. Potępienie homoseksualizmu na dobre zaczęło się od czasów średniowiecza, bo wcześniej, już w czasach Antyku, było bardziej tolerowane. Potem Kościół tu maczał swoje paluszki i macza dalej. Jednak obecnie, gdy na jaw wyszedł problem i gejowski, i pedofilski znacznej części kleru, hipokryzja Kościoła nie daje się usprawiedliwić. Ale śnieżna kula naturalizmu zaczęła się już toczyć i Kościół jej nie zatrzyma. To tylko kwestia czasu.

Jednak wróćmy do intymności… Tego pojęcia nie da się sprowadzić wyłącznie do erotyzmu. Poezja w sporej mierze jest w jakiś sposób zawsze intymna. Ta intymność nie ogranicza się do kwestii miłosnych. Ta intymność dotyczy wielu innych doznań i przeżyć. Np. zawsze intymna jest nasza szamotanina egzystencjalna. Zawsze pisanie jest jakąś odmianą wskakiwania do własnej studni i wysadzania ścian we własnej sztolni. Zawsze jest wiwisekcją. Taaak, pisanie to sprawa wielce intymna i ekshibicjonistyczna. Najgorsze jest to, że nie zawsze niosąca katharsis. Ale kto i kiedy mówił o uszczęśliwieniu? Szczęśliwi są tylko grafomani, obłudnicy i doktrynerzy.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP