Ja, podróżnik!
Wpis dodano: 21 marca 2021
Owszem, w jakiejś mierze mogę nazwać się podróżnikiem. Zbytnio do tego wagi nie przywiązuję, ale tak mi się życie ułożyło, że kawałek świata zwiedziłem. Po prostu wysyłano mnie na różne kongresy, zdarzenia i wydarzenia, na których reprezentowałem „Polskę literacką”.
No więc tak: byłem w Chinach, w Nowym Jorku, w Pradze, w Rosji, na Ukrainie, w Tadżykistanie, w Bolonii, na Sycylii itp. To zazwyczaj były „wyjazdy służbowe”. Pan Bóg dawał paszport, a ja fru tu i tam.
Jedyny dłuższy i prywatny wyjazd (pomijając Nowy Jork) miałem kilka wyskoków do Wiednia. Być może to zresztą był najlepszy mój „wyskok w świat”. No i pojechałem też do Lwowa i Stanisławowa, bo stamtąd wywodzili się moja Mama i Ojciec.
Najważniejsze, że robiłem zdjęcia. Myślę, że moje dzieci i wnuki kiedyś będą je przeglądały. No i może tak się zdarzy, że pójdą moimi śladami.
Jedynym o czym zawsze marzyłem był Paryż. Teraz już o nim nie marzę. Dosyć! Wystarczy!
Pytanie podstawowe brzmi: czy takie eskapady do różnych krajów są warte wyjazdów? Zapewne tak. Bo popatrzeć na inny świat to coś absolutnie ciekawego.
Jednak przecież chce się w końcu wracać do domu. I kiedyś wracasz po raz ostatni. „Nachapałeś się świata?” – wystarczy!
W Polsce właściwie od zawsze jestem zasiedziały. A po tych różnych wyjazdach nikt mnie już nie wyciągnie na „zwiedzanie”. Wystarczy!
Tetryczeję? Hm, bez wątpienia… Ale jak miło było oglądać świat.
Teraz oglądam wszechświat, który kiwa do mnie palcem. Podróże są różne, lecz w końcu nadejdzie ta ostatnia.
21.03.2021