Jaki powinien być krytyk?
Wpis dodano: 16 lutego 2014
Czy krytyk może się specjalizować? Tak, to jasne, a nawet oczywiste! A nawet pożądane! Chociaż znam niezłych krytyków „uniwersalnych”, tzn. takich, którzy równie dobrze, kompetentnie czują się w ocenianiu prozy, jak i poezji. Znam i takich, którzy wybierają albo poezje albo prozę. Np. wyłącznie prozą zajmował się Henryk Bereza, nie on jedyny zresztą. Lecz domeną np. Andrzeja K. Waśkiewicza była poezja.
To więc ustaliliśmy. Teraz zajmijmy się krytykiem od poezji. Czy on musi znać się na „każdej” poezji, czy też w jej obszarach powinien wybierać swoją konkretną domenę? Tu też wszystko jest możliwe i dopuszczalne…
Do czego zmierzam? Zmierzam otóż do szczególnej postawy krytycznoliterackiej. Zdarzają się krytycy, którzy zawężają swoje gusty i preferencje, tzn. wiążą się swoją wiedzą i gustem z konkretną programową lub językową szkołą poetycką. Są jej wierni. I nieszczęście polega na tym, że gdy natrafiają na twórczość, która do tej szkoły nie należy, to twórczość ta ma u nich od razu przechlapane. To jest selekcja zbyt daleko posunięta. Krytyk powinien mieć świadomość, że literatura jest polifoniczna i każda ze szkół ma swoje osobne wyżyny i niziny. Krytyk powinien mieć także świadomość, że każdą awangardę poprzedza tradycja i stan swoistej koegzystencji jest stanem naturalnym. Jeśli tego nie czujemy lub nie akceptujemy, to najlepiej nie wtrącać się w to, choć warto taki stan rzeczy śledzić. Ja np. stoję okrakiem między poezją swojego pokolenia a nowymi trendami i staram się nie pisać o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia, bo jedne i drugie mają swoje wady i zalety. Inny przykład: nie jestem entuzjastą tzw. poezji lingwistycznej i dlatego niemal w ogóle jej nie recenzowałem, co nie znaczy, że nie doceniałem lub – nie daj Bóg – tępiłem.
Jeśli krytyk preferuje określoną „dykcję poetycką”, nie powinien automatycznie obcinać szanse innym dykcjom. Już raczej niech się w nie nie wtrąca, rozumiejąc, że inni taką dykcję cenią. Chodzi o to, że możemy brać pod swoje skrzydła określone rewiry literatury, lecz nie powinniśmy z tego powodu tępić innych. Jest to kwestia unikania ortodoksji i panowania nad własnym gustem, który nie powinien być apodyktyczny.
W literaturze zmieścimy się wszyscy! Oczywiście bez względu na to, z jakiej gałęzi nasze wierszy by wyrastały, powinny być dobre. I dobry krytyk powinien umieć powiedzieć: to jest dobry wiersz, choć nie z mojej bajki.
Do kogo piję? Głównie do siebie. Wiem, że uchodzę za krytyka łagodnego i życzliwego. Ostatnimi czasy i tak poziom mojej asertywności mocno skoczył w górę, co jednak nie ukróciło mojej tolerancji. Dokonałem radykalnego wyboru: przestałem pisać recenzje z książek, do których mam zastrzeżenia. Mam jednak do tego stosunek stoicki. Zawsze była literatura dobra i zła. A najwięcej jest tej, która jest za mało zła i za mało dobra, czyli przeciętna. Ja chcę zajmować się dobrą, tzn. taką, którą akceptuję. Zdecydowane czynności asenizacyjne pozostawiam zoilom. Ale też coraz częściej odmawiam autorom „posługi recenzenckiej”. Czy jednak to, co chwalę jest chwaleniem obiektywnym? Ha, czegoś takiego jak obiektywizm w działalności krytycznoliterackiej nie ma. Nawet gdy żądacie od nas, krytyków, byśmy byli „obiektywni”, to recepcja literatury zawsze pozostaje w dużej mierze subiektywna. Często powtarzam swoją ulubioną sentencję: w matematyce 2 + 2 musi równać się 4; w literaturze – niekoniecznie!
Jak Ty, biedny Autorze, masz się w tym wszystkim połapać? No, nie wpadaj w panikę. Nie tylko jakiś Żuliński czy inny Piprztyński Cię recenzują. Doczekasz się z biegiem lat wielu ocen, one Cię albo wyniosą na powierzchnię albo nigdy Cię nie wylansują. I ten czas Twoich zmagań o sławę okaże się najlepszym recenzentem Twego talentu.