Języki obce
Wpis dodano: 31 lipca 2018
Tak, tak: znajomość języków obcych, a już najbardziej angielskiego, przydają się w życiu.
Kiedy byłem w liceum, mieliśmy rosyjski i angielski. Żadnego z nich nie znam perfekt, ale jednak bywając na Wschodzie i na Zachodzie jakoś sobie radziłem. Na przykład po Nowym Jorku biegałem – dzięki angielskiemu – bez problemu.
W moim fachu perfekcyjna znajomość przydałaby się. Na przykład chciałbym przeczytać w oryginale Ulissesa Joyce’a lub Oniegina Puszkina. Teraz to już za późno na nauki. Ale kiedy byłem licealistą, to to rodzice zafundowali mi kilkuletnie korepetycje u Pani Wieszczyckiej. Ona bardziej nauczyła mnie angielskiego niż nasz „anglista” licealny.
Ale ten wpis czynię z innego powodu. Gdzieś w Internecie znalazłem absolutne cacuszko… Oto ono: voulez-vous madamme couchet avec moi?, to powinieneś znać odpowiedź, która brzmi: Spasiba, ja uże kuszała…
Tłumaczę: czy pani chciałaby się przespać ze mną? A ona odpowiada: dziękuję, ja już jadłam… He, he… Otóż francuskie słowo couchet znaczy przespać się, a rosyjskie kuszat’ znaczy jeść. No i tak potencjalna para tej anegdotki nie dogadała się. Ech, a mogłyby z tego być dzieci…
I to jest argument za znajomością języków obcych.
Ubolewam nad tym, że nie znam języka francuskiego. Są dwa języki o przecudnym brzmieniu: francuski i włoski. Po włosku znam trochę elementarnych słów, ale za mało. W Italii byłem wielokrotnie i najlepiej opanowałem takie oto zdanie: una pizza, per favore…, co znaczy: proszę łaskawie podać mi pizzę…
W naszej branży literackiej dzięki dobrej znajomości jakiegoś obcego języka można zostać tłumaczem. Dobry tłumacz jest na wagę złota. Już wspominałem wyżej o Ulissesie Joyca’a. To wielkie dzieło przetłumaczył na polski Maciej Słomczyński. Podobnie można wygłaszać pod niebiosa tłumaczy Eugeniusza Oniegina – Tuwima i Ważyka. A Boy-Żeleński? Jemu przecież zawdzięczamy przyswojenie Polakom wielu arcydzieł francuskich.
Morał? Języki obce nie powinny być nam obce!!!