Jubileusz
Wpis dodano: 26 października 2015
Nagle uświadomiłem sobie, że chyba jestem jubilatem. W tym roku minęło 40 lat od ukazania się mojej pierwszej książki (tomik wierszy Z gwiazdą w oku) i w tym roku ukazała się moja trzydziesta książka (tomik wierszy Suche łany). Wprawdzie pierwszy wiersz w życiu opublikowałem na łamach prasy cztery lata wcześniej, w roku 1971, ale na dobre (lub na złe) to wszystko zaczęło się w roku 1975. Stosunkowo szybko doszło do poezjowania pisanie krytycznoliterackie, które „statystycznie” dominuje w moim tzw. dorobku…
Bzyknęły te lata jak sen jakiś złoty, a czasami ponury. Z tych trzydziestu książek chyba kilku bym dzisiaj nie wydał, ale stało się. Ciśnienie na papier bywa niekontrolowane. Ale co tam… Czas wszystko przesieje i rozwieje. A ziemia przyklepie.
Jubileuszu nie zamierzam obchodzić hucznie, z fanfarami, bom pomny stosownego wiersza Boya-Żeleńskiego ze Słówek: Bierze się do tego celu / Tęgiego, starego pryka; Sadza się go na fotelu / I siarczyście go się tyka… Itd. Grają surmy i fanfary, prezentują broń ułani, posuń no się trochę stary, mówi najjaśniejsza pani – to z kolei cytat z piosenki zapomnianego dziś Tadeusza Chyły. Ta najjaśniejsza pani to może już tylko ta cholerna dama z kosą? U Malczewskiego, na obrazie, wygląda niegroźnie…
Laudacje ociekają od patosu, butelki z szampanem strzelają, a ty myślisz sobie: co ja tu robię?
Dobre pytanie: co ja tu robiłem? Nie mam na nie odpowiedzi. Pisałem dlatego, że miałem taką inklinację – i tyle. Sądzę jednak, że zachowywałem trzeźwy rozsądek, tzn. nigdy nie miałem ciśnienia na sukces i sen z moich powiek nie spędzała świadomość, iż nie oderwałem się od peletonu w stronę czołówki. Co do jednego miałem szczęście: niemal całe życie pracowałem, i to na etatach, in medias życia literackiego, co było momentami fascynujące. Książki i ludzie… – to była czasami koincydencja magiczna. Czasami też żałosna, ale c’est la vie, czyli normalka. Udało mi się jedno: poza literaturą żyłem normalnym, zwyczajnym życiem, co sobie chwalę. Bowiem niech pochwalony będzie real! Życie na Olimpie to – nie wykluczam – jakaś paranoja. Wolę chodzić w dżinsach niż w tunice, wolę, by wiatr mi rozwiewał włosy, a nie wawrzyn przygniatał do czerepu.
Żałuję, że nie pisałem memuarów. Aj, mielibyście co poczytać! Może jednak ten blog, prowadzony już od dziesięciu lat i mający w moim komputerowym zapisie już niemal 700 stron to kolejny przyczynek do jubileuszu? Blog jest jakimś pamiętnikiem moich lektur i uczestnictwa w życiu literackim. Tak czy owak wszystko przysypie kurz zapomnienia… Ale ta świadomość nie powinna nas dołować – życie jest, choć parszywe, cudną przygodą. I chyba niepowtarzalną, niestety…
Z powyższego – jubileuszowego – powodu zapraszam wszystkich chętnych na moje spotkanie autorskie
(kliknij, żeby powiększyć)