Komunikatywność poezji
Wpis dodano: 6 sierpnia 2018
W poezji siedzę od lat… Czytam ją nie „po amatorsku”, lecz z jakimś – ośmielam się powiedzieć – wieloletnim doświadczeniem. Stare powiedzonko głosi, że znawca z niejednego pieca je chleb. Ale okazuje się, że wciąż trafiamy na nowe piece i nie za bardzo łapiemy, o co tu chodzi.
Dykcji i wyobraźni autorskich mamy bez liku. Na ogół jest to godne pochwały, bowiem autor posiadający swój własny język i wyobraźnię, to skarb. Nowa oryginalność zawsze jest cenna. Bo przecież ktoś, kto otwiera nowe „okno poezji”, ten zawsze wnosi coś nowego do literatury. Inaczej wciąż kąpalibyśmy się w jednej przerębli.
Ale kłopot mamy z czymś innym. Otóż te nowe dykcje (często nawet i sama treść) są trudne do zrozumienia. No więc co? Wzruszyć ramionami, odstawić tomik na półkę i pomyśleć sobie: „ale ten autor kluczy!”.
Ha!, to najłatwiejsza reakcja. Odkładasz wtedy na bok coś, o czym nie wiesz, że jest cenne. Bo jeśli mamy do czynienia z „artystą-dziwakiem”, to mamy do czynienia także z „odbiorcą niekompetentnym”. W najbardziej osobliwe i oryginalne dykcje poezji wchodzi tylko garść koneserów.
Ostatnio ślęczałem nad tomikiem znajomego poety i łamałem sobie głowę, o co tu chodzi. Nie, nie rzuciłem tomikiem o ścianę; będę do niego wracać wiele razy, aż może przeskoczę wysoką poprzeczkę. Po kilku lekturach dobiję do gawry tego języka. I jego treści.
No, nie ma co dalej uściślać tego wątku, ale jednak problem komunikatywności istnieje. I to nie jest zmartwienie autora, to jest zmartwienie czytelnika. Bo ten ostatni powie „nie rozumiem” i myśli, że sprawa została zamknięta. Otóż nie! Warto ją zgłębiać.
Owszem, prostota i komunikatywność wiersza to walory cenne. Jednak po drugiej stronie medalu jest coś równie ważnego: nowy język, nowa wyobraźnia, nowa dykcja, nowa formuła, nowe treści.
Morał? Otóż komunikatywność bywa trudna. Jednak często jest traktem nowej sztuki. Literatura nie powinna stać w miejscu.