Kryteria towarzyskie
Wpis dodano: 24 marca 2017
Uprawiam krytykę literacką i recenzenctwo od lat 70-tych. Przez wszystkie te lata byłem na pewno krytykiem „życzliwym”, ponieważ nie posiadałem temperamentu zoila. Teraz, z perspektywy czasu, zastanawiam się, czy aby nie nazbyt życzliwym. Chyba nie, jednak gmatwanina emocji recenzenckich jest skomplikowana.
Od długiego czasu praktykuję zasadę, że nie recenzuję książek, do których nie mam przekonania. Wybieram te, które uznaję za dobre. Zresztą wybierać trzeba – taka teraz nawałnica edytorska, że wszystkiego się nie ogarnie. W tym ogarnianiu jest jednak wiele odsłon. Jedna z nich nosi etykietkę pod nazwą „krytyka towarzyska”. Tu trzeba być szczególnie sprawiedliwym, tzn. nie naciągać kryteriów oceny z powodu znajomości czy przyjaźni. Bogu dziękuję, że większość bliskich mi poetów lub prozaików to solidni ludzie pióra, których nie trzeba ciągnąć za uszy do góry. Jednak zdarzało się, że znajdowałem się w sytuacjach dyskomfortowych. W takich sytuacjach wyjście jest jedno: nie popadać w hurra-entuzjazm, „zachwycać się” z umiarem.
Na szczęście zachwyt entuzjastyczny zdarza się rzadko. O dobrej książce wystarczy pisać, dlaczego jest dobra. I trzeba pamiętać o przekonującej, prawdziwej argumentacji. Nic na siłę. Nic na hurra.
Autorzy przywykli nas, krytyków, traktować jako osobliwych usługodawców. Poniekąd tak jest siłą rzeczy, lecz szanujący się krytyk musi być obiektywny. I tu kolejne schody: co to w ogóle znaczy „być obiektywnym” wobec dzieła artystycznego? W tej branży subiektywizm zawsze zwycięża. Ileż to razy mamy do czynienia z recenzjami książek, które jedni krytycy chwalą, a inni „raczej umiarkowanie”. Zdarzały się też wręcz otwarte spory: to dobra książka czy zła? No więc wszystko to jest względne, bo taka jest istota sztuki.
Lubię sytuacje klarowne. Sami wiecie, że o Herberta, Miłosza czy Różewicza nie kłócimy się. Ale to jest Parnas. Gdy schodzimy z jego szczytu, to kłębowisko talentów jest wręcz nie do ogarnięcia. I tu trzeba uważać, aby o „drugiej lidze” nie dąć przesadnie w surmy.
Kto jest najlepszym krytykiem? Znam odpowiedź: Czas! To on zadecyduje, których autorów zapamiętamy lub znajdziemy w podręcznikach szkolnych.
I jeszcze jedna sprawa: My, krytycy i recenzenci, też często piszemy wiersze. Czy świadomość krytycznoliteracka nam w tym pomaga? Moim zdaniem nie. Boy-Żeleński napisał: Krytyk i eunuch z jednej są parafii. Obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi. I na tym skończmy te wywody – idę do łazienki sprawdzić, czy jestem eunuchem J