List do frustratów
Wpis dodano: 8 stycznia 2013
Doceniając wspaniałe możliwości Internetu, jestem nim – z biegiem lat – coraz bardziej zniesmaczony. Pisałem tu o tym już wielokrotnie i wiem, że na nic moje konstatacje się zdają. Puszka Pandory raz na zawsze została otwarta i wyłazić z niej jeszcze długo będą gady i toksyny. Gdzieś to dawniej kipiało pod pokrywką i choć się wydobywało, to z większym trudem. Teraz para buch – koła idą w ruch.
Moja teoria jest taka: ludzka frustracja dekompresuje się. Wszyscy czujemy się chyba niedocenieni. Brak nam sukcesu, potwierdzenia własnych walorów, zainteresowania innych… Coś robimy, coś piszemy – a wokół cisza albo jeszcze gorzej: obojętność, a nawet dezaprobata. Toteż coraz mocniej odbieramy świat jako nieprzyjazny i skierowany przeciw nam. Umacniamy się (na ogół nieświadomie) w poczuciu własnej krzywdy. Ktoś, do cholery!, jest temu winny. Mamy się z tym godzić? Jasne, że nie! Tak więc wypuszczamy sygnały, że się nie godzimy, a w sytuacjach bardziej napiętych wyruszamy na krucjaty, aby obnażyć to całe zło.
Uczestnicy życia literackiego wiedzą, jak to wygląda. Przede wszystkim wszystko jest złe: instytucje kultury, wydawcy, pisma, portale, konkursy, warsztaty, fora i co tam jeszcze chcecie. Okropnie źli są grafomani – cała ta mierzwa piszących gorzej od nas, rzecz jasna. Jak żyć w takim śmietniku?
*
W ostatnich tygodniach ze szczególną siłą dochodziły mnie te zjawiska. Ubolewam nad tym, bowiem mam stoicki spokój co do życia literackiego. Ono zawsze, i teraz też, toczy się na różnych piętrach. Piszących jest tysiące i czemu się dziwić, co tu krytykować? Istnieją orkiestry amatorskie, sport amatorski, malarstwo domorosłe, chóry gospodyń i kluby odkrywców już odkrytego. Gdzie tam im wszystkim do profesjonalizmu. A jednak powinniśmy doceniać to garnięcie się ludzi do twórczości. To piękna potrzeba i każdy powinien ją realizować na miarę swego talentu. Oczywiście nie sposób wychwalać skrzypka, który fałszuje. Ale warto się przyjrzeć jego pasji i pojąć, że ona jest w nim tą „lepszą stroną świata” i obietnicą jego prywatnych, pięknych kompensacji. Prawdziwi geniusze wypłyną na wierzch, a twórcy bez sukcesu okażą się niezbędną „biocenozą”, w której soczystą zieleń lepiej widać na tle tej rachitycznej.
Niech ludzie piszą – każdy jak umie. Nie zatruwajmy im tego. Nie zwalajmy na życie literackie naszych własnych klęsk. Nie wypowiadajmy wojen ani nie organizujmy krucjat. Ci, którzy chcą wprowadzić porządek i ład są dyktatorami reguł i tak nieziszczalnych. Poza tym zbędnych. Przecież oprócz Internetu istnieje poważna krytyka literacka, literaturoznawstwo i cała masa oceniaczy naprawdę kompetentnych. I istnieje Czas, który wszystko przesiewa swoją genialną miarą. My w tym chaosie na ogół tylko psujemy dobre obyczaje, a powietrze zatruwamy fluidami własnych niepowodzeń, żądając małostkowo, by dosięgły one także innych…