Los pająka
Wpis dodano: 23 sierpnia 2019
Ledwo co pisałem w tym miejscu o pająku, który uwił sobie pajęczynę na moim oknie – od strony ogrodu. Zaprzyjaźniliśmy się. Nie było dnia abym z nim nie rozmawiał od drugiej, mojej strony szyby.
Pracowity był. Jak gdzieś się nitka w pajęczynie urwała, to natychmiast biegł ją naprawić. Ale w sumie to godzinami spał, a może tylko udawał, że śpi. To mogła być taktyka myśliwska: udawał, że śpi, a w gruncie rzeczy czyhał na ofiarę, czyli na obiadek. Kilka razy przyłapałem go podczas obiadu. Trzymał się jak zwykle swoich nitek, ale z pyszczka wystawała mu jakaś muszka lub inny mały owad. To znaczy: był niezłym myśliwym i nie głodował.
I co się wczoraj stało? Podchodzę bladym świtem do okna przywitać się z pająkiem i nagle dramat: nie ma pająka, nie ma pajęczyny!!! W nocy była burza i to prawdopodobnie tak silna, że zmiotła pająka i jego dom z szyby. Ani ciut-ciut śladu po moim przyjacielu. Jestem w żałobie. Czuję się samotny.
No ale przecież burza nie mogła go zawiać na jakiś Madagaskar. Zapewne z całym swoim domostwem spadł na ziemię. Mam nadzieję, że szykuje jakąś drabinę i znowu pojawi się na mojej szybie. Na wszelki wypadek tego okna nie otwieram. A nuż z powrotem się pojawi?
Okno od tamtej strony jest brudne jak zaraza. Trudno! Czekam! A jeśli się nie doczekam, to wtedy tamtą szybę umyję.
No, widzicie teraz ile ja mam spraw na głowie i jak się zamartwiam losem mojego Przyjaciela Pająka. Póki co zostałem na mojej ulicy Tomcia Palucha sam jak ten Tomcio Paluch.