Marsz lemingów
Wpis dodano: 22 lipca 2016
Niedawno w tygodniku „Polityka” zawisły bon moty znanych pisarzy. Między innymi „złota myśl” Franza Kafki: Świat jest zły i jeszcze mu się to ułatwia. No!, dobra diagnoza, warta całego eseju. I, jak to u Kafki, nie tylko ponura, ale i sarkastyczna.
Od pewnego czasu to ułatwianie jest mocno odczuwalne. Nie tylko w Polsce, gdzie panoszy się „dobra zmiana”, która nie tylko psuje, co da się zepsuć, ale która zmieniła w szybkim czasie i klimat, i ład życia zbiorowego. Żyjemy w sporze, w konflikcie, w niezgodzie, co na dobre nikomu nie wyjdzie.
Kafka zmarł w 1924 roku, a więc niemal sto lat temu. To by znaczyło, że tak było zawsze i że nigdy nie żyło się w komfortowej sielance. No, banał tu ogłaszam, bo przecież wiadomo, co historia wyprawiała przez minione stulecia. A więc tak było zawsze? Niestety – było!
Paradoks polega na tym, że jednak idziemy do przodu, że się rozwijamy. Że są regiony (np. Skandynawia), gdzie żyje się spokojnie, bez totalnego stresu. Jednak w Polsce nie… Nie mówiąc już o regionach, gdzie nieustannie leje się nienawiść, destrukcja i krew. Nasz komfort polega tylko na tym, że pewnej linii demarkacyjnej jeszcze nie przekroczyliśmy. Jednak parszywy klimat psuje nam pogodę. I ta niepewność: może za rok, dwa będzie jeszcze gorzej?
Nasza bezsiła wobec tego wszystkiego jest deprymująca.
Entuzjaści mówią: bodaj byś żył w ciekawych czasach. Ładny eufemizm, który z chęcią tak kopnąłbym w tyłek, że rozpadłby się na wióry. Nieszczęście polega na tym, że epidemia destrukcji gwałtownie się rozpanoszyła na całą Europę, a nawet Amerykę. Niemal wszędzie lemingi ocknęły się i ruszyły w swój śmiertelny marsz w głębiny morza. Czy da się go powstrzymać?