Moje biedne książki
Wpis dodano: 17 sierpnia 2018
Mieszkam w mieszkanku niewielkim. Typowym dla singla. Oczywiście główne jego centrum to jest pokój. A jego ściany dookoła są obładowane regałami z książkami. Uzbierało się ich przez lata wiele. I nic bardziej cennego mi się nie uzbierało niż one. No, może oprócz niektórych bibelotów, jakie kocham.
Wiele książek to egzemplarze cenne. W tym garstka bezcennych. Wiele z dedykacjami – czasem znakomitych autorów.
No i to byłby koniec moich auto-zachwytów. Bowiem większość tych książek stawała na półkach tak, jak do mnie docierały. Niektóre czytałem solidnie, inne przeglądałem, sporo recenzowałem.
Teraz, jeśli muszę znaleźć jakąś potrzebną mi książkę – to jest gehenna. A bo ja wiem, gdzie ona sobie stoi?
A przecież od razu trzeba było stawiać książki obok siebie alfabetycznie, według nazwisk autorów. No i według przynajmniej trzech kategorii: poezja, proza, eseistyka. I historia literatury. Kolejna kategoria to varia (w tym słowniki, encyklopedie itp.) To jest jednak marzenie ściętej głowy już chociażby z powodu zróżnicowanego formatu książek, no bo jak na przykład obok wielkiej księgi wielkiego krytyka postawić mały tomik poety? Już same półki narzucają nam swoją dyscyplinę.
W końcu doszło do tego, że ostatnie książki poukładane są na stercie. Szlag by to trafił! Ale wyjście byłoby tylko jedno: przejrzeć okiem tytuły, autorów i 30% tego jakoś porozdawać lub zawieźć – tfu! – na makulaturę.
Ale za jakiego barbarzyńcę i chama wziąłby mnie Janek Kowalski, który sprezentował mi 20 lat temu tomik z dedykacją i nagle, przypadkiem, odnalazł go na tejże stercie makulatury?
Bywałem w domach kilku znanych ludzi pióra, którzy mieli niemałe wille, i tam widziałem ten porządek, o jakim tutaj marzę. W mojej kawalerce jest to jednak marzenie ściętej głowy.
No więc wygląda na to, że ja, admirator książek, jestem ich barbarzyńcą.
Platonie, Wolterze, Herbercie: wybaczcie mi ten nieporządek.