Mówimy różnymi językami
Wpis dodano: 25 lutego 2013
Napisałem w poprzednim wpisie, że zła poezja, poezja „grafomanów” nie psuje języka polskiego, ponieważ nie przebija się do języka zbiorowego. Ale co by to w ogóle miało oznaczać? Ów „język zbiorowy”, język codzienny, zawsze był inny niż język poezji. Sami poeci posługują się na co dzień innym językiem niż w wierszach. Rzekłbym nawet: zupełnie innym! Potocznym, zwyczajnym, pełnym kolokwializmów, a nawet wulgaryzmów. Jest np. sprawą fascynującą jak różnymi „językami polskimi” posługujemy się w relacjach interpersonalnych. Wydaje mi się to naturalne. W ogóle w języku jest „dużo języków”. Branżowy, naukowy, slangowy, środowiskowy, regionalny, młodzieżowy itd. I język artystyczny – najrzadszy. W języku potocznym sami poeci też są zupełnie inni niż w mowie swoich wierszy. I to normalne; tak naprawdę posługujemy się wieloma językami polskimi na co dzień.
Do mowy potocznej przedzierają się czasami frazy poetyckie. Kochać i cierpieć za miliony (Mickiewicz); dokąd cieniu odjeżdżasz (Norwid), mimozami jesień się zaczyna (Tuwim)… Słyszałem te cytaty w prywatnych rozmowach. Można by – rzecz jasna – przytoczyć wiele podobnych przykładów.
Jeśli idzie o poezję współczesną, to jest ich o wiele mniej, co naturalne; w tej mierze klasyka zawsze zwycięża. Ale np. tego nie robi się kotu (Szymborska), zdradzeni o świcie (Herbert), jestem w nastroju nieprzysiadalnym (Świetlicki) to frazy, które „poszły w lud”. Tak czy owak jest ich mało. I dużo nigdy nie będzie. Bowiem język poezji i język potoczny to naprawdę języki „na różny użytek”. I ktoś, kto myśli , że zła poezja popsuje normalną polszczyznę lub dobra ją upiększy – ten jest w błędzie. Ja chyba znam nieźle polską (i nie tylko) poezję, ale na co dzień też sobie rzucam kolokwializmami i „kurwami” aż miło. A jeśli poeta chce być kimś lepszym, to niechaj w ogóle mówi przecudną mową wiązaną i chodzi w pelerynie oraz artystowskim kapeluszu. Przynajmniej będzie estetycznie i ekscentrycznie, śmiesznie i niedorzecznie…
Piszę to, bo ostatnio czytałem kilka rozhisteryzowanych opinii, ile zła poezja może narobić szkody. Nonsens! Co nie znaczy, że kocham złą poezję. Z tym szafowaniem pojęciem grafomanii też przesada. Istnieją po prostu dwa poziomy poezji: ta lepsza (zwana „profesjonalną”), która ma walor dobrej literatury, oryginalnej, ciekawej, kreatywnej i ta gorsza, którą można by nazwać „poezjowaniem amatorskim”. Ale i tej ostatniej nie powinno się tępić. Ona jest potrzebna jej autorom, jest wyrazem ich ekspresji, jest potwierdzeniem faktu, że człowiek chce mówić nie tylko językiem codziennym. Ambicje zawsze są zdrowe i godne podziwu, a z ich realizacją nie każdemu się udaje. Tylko i tylko tyle.