Mozół pisania « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Mozół pisania

Czym się różni lampart od ślimaka? Otóż lampart jednym susem pokonuje trzy metry, a ślimak ślimaczy się godzinami. My też różnimy się tempem życia i sprawnością dokonań. Weźmy na to taki poeta… Jednemu jakiś pomysł strzeli do głowy i napisze on wiersz w pięć minut. Drugi będzie pisał wiersz godzinami, a nawet dniami. Kto jest lepszy? Żaden! Bo w literaturze nie liczy się żadne tempo tylko ostateczny efekt.

         Cenne jest zjawisko „cyzelowania wiersza”. Napiszemy go, ale potem dniami, tygodniami go „dopieszczamy” aż w końcu jesteśmy zadowoleni. Na to wszystko nie ma reguł.

         W końcu nadchodzi ten dzień, że wydajemy tomik. I nagle łapiemy się za głowę: „to mogłem napisać tak a tak, tamto mogłem rozwinąć, a to wyrzucić”. Recepta jest odwiecznie ta sama: wiersze idące do druku powinny się jak figa ucukrować, jak tytoń uleżeć… Już kiedyś zresztą o tym tu pisałem.

         Sam zresztą wpadałem w te wnyki: brałem do rąk świeżo wydany tomik i byłem z niektórych fraz niezadowolony. Pewne, lepsze słowa i pomysły przychodzą nam do głowy post factum.

         Nie przejmujcie się jednak. Wiecznie się uczymy. Najlepiej to schować gotowy cykl wierszy do szuflady na pół roku, ochłonąć, nabrać dystansu i mieć wtedy pewność, że „to jest to”.

         Ten mój wpis może komuś pomoże, ale tak naprawdę własnego pisania najpierw długo się uczymy. Najtrudniejsze jest wypracowanie nowej, własnej dykcji. Dobry poeta to zazwyczaj taki, że gdy biorę do ręki jego nowy wiersz – dajmy na to bez nazwiska – i czytam, to wiem: tak, to na pewno jest Jaś Kowalski. Bo indywidualność dykcji poetyckiej to pierwszy krok do sukcesu.

         No i tyle na dzisiaj tej homilii!

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP