My, garbusy
Wpis dodano: 14 września 2020
Pamiętacie ten znakomity wiersz Leśmiana pt. Garbus?
Przypomnę wam go. Oto on: Mrze garbus dosyć korzystnie: / W pogodę i babie lato. / Garbaty żywot miał istnie, / I śmierć ma istnie garbatą. // Mrze w drodze, w mgieł upowiciu, / Jakby baśń trudną rozstrzygał, / A nic nie robił w tym życiu, / Jeno garb dźwigał i dźwigał. // Tym garbem żebrał i tańczył, / Tym garbem dumał i roił, / Do snu na plecach go niańczył, / Krwią własną karmił i poił. // A teraz śmierć sobie skarbi, / W jej mrok wydłużył już szyję, / Jeno garb jeszcze się garbi, / Pokątnie żyje i tyje. // Przeżył swojego wielbłąda / O równą swej tuszy chwilę, / Nieboszczyk ciemność ogląda, / A on – te w słońcu motyle. // I do zmarłego dźwigacza / Powiada, grożąc swą kłodą: / „Co ten twój upór oznacza, / Żeś w poprzek legł mi przegrodą? // Czyś w mgle potracił kolana? / Czyś snem pomiażdżył swe nogi? / Po coś mię brał na barana, / By zgubić drogę w pół drogi? // Czemuś łbem utkwił na cieniu? / Z trudem w twych barach się mieszczę! / Ciekawym, wieczysty leniu, / Dokąd poniesiesz mnie jeszcze?”
Tak, to jeden z najpiękniejszych wierszy Mistrza Leśmiana. Ale coś mi się zdaje, że wielu takich „garbusów” wciąż mamy. Ja sam czuję swój własny garb, który z biegiem lat mi urasta. Nie widać go, ale wiem, że jest.
Aura ostatnich lat przyśpiesza mój garb. Zrobiło się nerwowo i ohydnie. Pal sześć pandemię – przyszła i odejdzie. Ale my podzieliliśmy się i jak pątnicy ze znanego obrazu Bruegla – kroczymy jeden z drugim podtrzymując się kosturami.
Pytanie brzmi: dokąd zajdziemy?