Odszedł AKW
Wpis dodano: 11 lipca 2012
Dziś w nocy zmarł Andrzej K. Waśkiewicz! Byłem poza domem… Teraz, 12 lipca, dodaję do pierwszego zdania tego smutnego komunikatu mój szkic o AKW, jaki napisałem niecałe dwa lata temu na prośbę Andrzeja. Ukazał się on już jakiś czas temu na portalu www.pisarze.pl, a powstał jako posłowie do wyboru wierszy AKW w serii „Biblioteka Poetów” w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej. Do dzisiaj jednak ten wybór się nie ukazał – Andrzej zaniedbał prace nad nim, a wydawca czeka i czeka. Już chyba nadaremnie. Toteż niechaj mój tekst przypomni, kogo straciliśmy poprzedniej nocy…
Andrzej Krzysztof Waśkiewicz
– twórca i stwórca
Andrzej K. Waśkiewicz od samego początku ukierunkował swe zainteresowania na poezję (choć zdarzyło mu się napisać i powieść); nigdy nie zajmował się „całą” literaturą, miał wyraźnie pozaznaczane pola swoich badań, ale mimo swego specialité były one ogromne i w gruncie rzeczy objęły całe minione stulecie, jak wspomniałem, z jego obecną kontynuacją. Wykroczył także szybko poza sprawy tekstologiczne i historycznoliterackie w stronę socjologii literatury i wielostronnego działania na rzecz środowiska pisarskiego.
Postarajmy się to uporządkować; przede wszystkim pogrupować w nurty, którymi płynęły pracowitość i talent Waśkiewicza.
I.
Po pierwsze, AKW jest historykiem literatury XX wieku. W najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Wybrał z niej szczególnie fenomen Awangardy krakowskiej, to wielkie dzieło Tadeusza Peipera i Juliana Przybosia, które – po Norwidzie – jako kolejne odmieniło język poezji do tego stopnia, że w zasadzie odmieniło jej „sposób istnienia”. To była rewolucja, bowiem nowy język to także nowe widzenie świata, jego postrzeganie i wikłanie w intelektualne konteksty. Waśkiewicz był dawniej i jest do dzisiaj wyznawcą Nowego Paradygmatu, czyli wszystkiego, co w literaturze jest jej zakrętem i odnową, nowym modelem i formułą, nowym „formatem mówienia”, bowiem tylko taka poezja, cała literatura, posuwa do przodu świadomość pokoleń i kondycję sztuki. Mówię tu o „przewrocie krakowskim”, ale przecież to był fragment większej całości (dadaizm, futuryzm, surrealizm, kubizm, abstrakcjonizm, formizm itd.), która pchnęła na nowe tory humanizmu epokę (mimo jej totalitarnych anty-humanizmów).
AKW stał się chyba najwybitniejszym w Polsce znawcą Peipera i Przybosia oraz wszelkiej awangardy post-XIX-wiecznej. M.in. trwałym śladem jego pracy pozostają wydania tomów poetyckich Przybosia. Ale też dziesiątki artykułów i komentarzy, m.in.: Rygor i marzenie. Szkice o postaciach trzech awangard (1973), O poezji Juliana Przybosia (1977), W kręgu „Zwrotnicy”. Studia i szkice z dziejów krakowskiej Awangardy (1983), W kręgu futuryzmu i awangardy. Studia i szkice (2003).
Ideał poezji jako Nowego Głosu Sztuki towarzyszył AKW przez ponad cztery dekady aktywnego pisania. Zafascynowanie Awangardą przeniósł na młodą poezję polską. On sam, poeta i krytyk towarzyszący Orientacji Poetyckiej „Hybrydy”, zaczął sekundować pokoleniom wstępującym, był akuszerem nowych roczników, był wyznawcą nowej poezji i jej egzegetą, ponieważ nikt tak jak właśnie AKW nie pojmował wagi i rangi poszukiwania Graala Nowego Słowa. Zwłaszcza lata 70. i to zawzięte, energiczne towarzyszenie Waśkiewicza Nowej Fali i Nowej Prywatności uczyniły zeń krytyka przyjaznego zjawiskom ewolucji i odmładzania sztuki. Zaczął być kronikarzem nowych roczników. Takie książki, jak Modele i formuła. Szkice o młodej poezji lat sześćdziesiątych (1978) czy Ósma dekada. O świadomości poetyckiej „nowych roczników” (1982) to właśnie przykłady „krytyki towarzyszącej” Waśkiewicza.
Stał się – co widać po latach – krytykiem, który spiął początek i koniec XX wieku, który pokazał drogę naszej poezji w tej epoce. Sądzę, że gdybym np. wymyślił Waśkiewiczowi esej pt. Od Przybosia do Pawlaka, to trafiłbym w sedno jego żywiołu badawczego. Wymyślać zresztą nie muszę, taki tekst jest gdzieś przecież wpisany w jego publikacje.
II.
Waśkiewicz jest wybitnym edytorem, redaktorem i kronikarzem.
Szlify w rzemiośle edytorskim otrzymał jako zielonogórski bibliotekarz, z czasem osiągnął w arkanach tej sztuki chyba najwyższe wtajemniczenie. Bodaj że największe dokonanie w tej mierze, to dwutomowa edycja Wierszy zebranych Anatola Sterna (1986), ale także utwory Broniewskiego, Czycza, Peipera, Przybosia i wielu innych klasyków. Zafascynowany Dwudziestoleciem AKW odkrył Polakom na nowo Jana Brzękowskiego, Milę Elin, Jerzego Jankowskiego czy Lecha Piwowara.
Brał udział w redagowaniu ważnych pism pokoleniowych: „Orientacja” i „Integracje”. Od lat prowadzi gdański periodyk literacki „Autograf”.
Kiedy związany był z Zrzeszeniem Studentów Polskich, a potem pracownikiem Młodzieżowej Agencji Wydawniczej (dekady lat 60.-80.), tworzył wraz z Jerzym Leszinem-Koperskim nieprawdopodobnie pracowity i twórczy tandem, którego zasługi wydawnicze, animatorskie i kronikarskie są nie do przecenienia.
Po pierwsze, z ich ręki wychodziły bezcenne dziś antologie i almanachy, m.in.: Wnętrze świata wraz z suplementem Tak – nie (1971), O sztukę czasu, w którym żyjemy (1976), Pokolenie, które wstępuje 1975-1980 (1981) i wiele pomniejszych tego typu zbiorów. Po drugie, cykl Debiuty poetyckie – Waśkiewicz z Koperskim co roku (w latach 1973-1985) podsumowywali plon debiutanckich tomików, rejestrowali je, opisywali, co do dziś stanowi dokumentację bezcenną. Po trzecie, obaj wydawcy zainicjowali i realizowali kilka znakomitych serii poetyckich, które prezentowały młodych poetów lub najciekawsze zjawiska swojego czasu; była to np. seria Generacje, uczestnictwo w której do dzisiaj jest dumą ówczesnych autorów.
Dynamizm i poziom kultury studenckiej, zwłaszcza literackiej, liczne imprezy, wydawnictwa, seminaria, zloty itp. zostały udokumentowane w edycjach wspomnianego tandemu. Ale szczególnie cenne są publikacje Waśkiewicza dokumentujące dokonania lokalnych środowisk, np.: Lubuskie środowisko literackie. Informator (1970), Zielone krajobrazy. Antologia prozy pisarzy Ziemi Lubuskiej (1975), Moment wejścia. Almanach młodej poezji Ziemi Lubuskiej (1976), Głosy. Almanach młodej bydgoskiej literatury i plastyki (1979), Fenomen gdański. Pięć szkiców o instytucjach młodej literatury lat siedemdziesiątych (2002)…
I jeszcze jedna grupa opracowań, takich jak: Ruch literacki młodych – instytucje i struktura (1985), Czasopisma studenckie w Polsce (1975), Studenckie grupy i kluby poetyckie. Wiersze, manifesty, samookreślenia (1979)… Śmiem twierdzić, że bez inwencji i udziału AKW te publikacje nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. Czy podjąłby się ich po latach ktoś inny? Wątpię, poza tym to były „sprawozdania z pierwszej ręki”, sprawozdania człowieka in medias res. Relacje „świadka koronnego”. Stąd AKW jako kronikarz jest fenomenalnie cennym autorem.
Do dzisiaj AKW nie ustaje w swych długich seryjnych realizacjach. Np. od lat działa w Gdańskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuki, które jest organizatorem najstarszego polskiego konkursu poetyckiego – Czerwonej Róży – i właśnie on, bohater tego sprawozdania, corocznie redaguje tomiczek z wierszami kolejnych laureatów. Cegiełka do cegiełki, jak to u niego.
To „kronikarstwo” zresztą, proszę zauważyć, łączyło się i nadal łączy najczęściej z wpływem inspiratorskim, z animacją młodej literatury. Jej promocją, ale też jej patronactwem. To była i jest rola wieloaspektowa, wyjątkowo twórcza i stwórcza.
Można powiedzie, ba, trzeba powiedzieć, że w trzech dekadach (1960-1980) Andrzej K. Waśkiewicz, przy współudziale Jerzego Leszina-Koperskiego, był jednym z najbardziej efektywnych animatorów, kronikarzy i interpretatorów kultury studenckiej oraz młodej polskiej poezji – w jej kolejnych, wstępujących rocznikach. Był Henrykiem Berezą nowej liryki.
III.
Waśkiewicz był i jest pisarzem „mobilnym” i rzucającym się w wir wielu przedsięwzięć. Od początku w środowisku lubuskim, potem gdańskim działał na rzecz swego otoczenia. Potem – o czym było wyżej – był całymi latami związany z ZSP. Prezesował gdańskiemu oddziałowi ZLP, jest od kilku kadencji przewodniczącym Komisji Kwalifikacyjnej ZLP, był na setkach zebrań, zlotów, zjazdów, sympozjonów, seminariów, Bóg jeden wie, czego jeszcze. O co mi idzie? O to, że AKW jest specjalistą od środowiska literackiego, które zna z bliskiej autopsji, i to zna wiedzą pogłębioną lekturami, rozumowaniem z zakresu socjologii kultury i uczestnictwem w wielu procesach i procedurach konstytuowania życia literackiego. Np. obaj zasiadaliśmy całymi latami w komisjach stypendialnych dawnego Ministerstwa Kultury i Sztuki i widziałem, z jakim znawstwem przedmiotu AKW brał w tych nasiadówach nie tylko udział, ale też kształtował „filozofię” administrowania i sponsorowania kultury. Można to spuentować krótko: AKW jest działaczem branżowym. Tak, ale jakim; jakiej klasy i jakiej kompetencji!
IV.
A może przede wszystkim jest pisarzem? Ten mój tekst – zamykający ten wybór wierszy – jakby do tego momentu „zapominał” o tej roli Waśkiewicza. Ale uspokajam: nie tylko nie zapomniałem, ale uważam, że Andrzej K. Waśkiewicz jako poeta i krytyk to najważniejsza postać z wyżej zaprezentowanych jego wcieleń.
W takich przypadkach zawsze rodzi się pytanie, kto jest ważniejszy w takim pisarzu: krytyk czy poeta?
Waśkiewicz-krytyk to osoba z bogatym dorobkiem; twórca cenny, nie kwestionowany, unikatowy w swych rolach, co starałem się wyżej przekazać. Jest rzadkim przypadkiem tzw. krytyka towarzyszącego, lecz paleta jego zainteresowań nie ulegała z czasem zawężeniu, a rozszerzeniu na całą epokę, jednak ta niemal nieograniczona przestrzeń była porządkowana ścisłym ukierunkowaniem zainteresowań, tym mianowicie, że – jak wspomniałem – Waśkiewicza nigdy nie interesowały zjawiska epigońskie, lecz wyłącznie awangardowe. On posiada jasną filozofię krytyczną: tylko oryginalność twórcza liczy się w sztuce. Choć nie jest zoilem, to ignoruje twórczość wtórną. Nie chce tracić czasu na pogoń za słowem, które już się powycierało na literackich traktach. Chce wnikliwie obserwować mechanizmy postępu literackiego i korelacje między czasem pokoleniowym a ewolucją języków poznawczych. Jest ponadto fanatykiem „prawdy pokoleniowej”. Bo tylko taka prawda owocuje skarbem tożsamości i przeżycia autentycznego. W tym chyba tkwi clou pasji tego krytyka.
Krytyka, który „wynalazł” swój własny program, zwany formulizmem. Profesor Marian Kisiel pisał w krótkim, acz chyba najlepszym, jaki do tej pory o Waśkiewiczu-poecie napisano, posłowiu do tomiku Sekwencje i inne doświadczenia dawne i nowe (2005): Miał on (formulizm) opisywać doświadczenia poezji jego generacji, lecz w istocie rzeczy był programem autorskim. Formulizm przeciwstawiał się fragmentaryczności, żywił się nią. Miał integrować doświadczenia, choć ta integracja fundowana była na pokruszonym fundamencie biografii. „Całościowy” i „całościujący” program zmierzał w stronę marzenia. Utopii.
Tak, ów „pokruszony fundament biografii” to wyniesiona z dzieciństwa pokolenia Orientacji Poetyckiej „Hybrydy” trauma wojny, która sfragmentowała wszystko, od domów po życiorysy. Waśkiewicz w swoich wierszach, w swoich pięknych, wręcz wstrząsających tomikach (debiut Wstępowanie, 1963; następnie m.in.: Przestrzeń po człowieku, 1967; Zapis nieobecności, 1971; Tożsamość, 1973; Mirbad 7, 1991; Suwerenne państwo obłoków, 1994; W odwróconej przepaści, 1996) opisuje po dzień dzisiejszy nieustający rozpad osobowości, wiecznie przegrywaną konfrontację duszy z konkretem, trudną drogę poprzez mgliste niepewności losu ku Nicości.
Był z rocznika tych najmłodszych, których jeszcze można nazywać „młodszymi braćmi Kolumbów”. Szedł nieustannie przez życie z powidokiem wojny pod powiekami, w jego pamięci zapisały się dymy i ruiny Warszawy, także tak traumatyczne szczegóły, jak droga z Matką do obozu pruszkowskiego, kiedy hitlerowcy tłumili to straceńcze powstanie; za plecami żegnało ich miasto nie do poznania. Tamta przeszłość nieustannie miesza się w poezji Waśkiewicza z teraźniejszością i – co ważniejsze – określa jego „ontologiczny” stosunek do całej teleologii istnienia. Ciemność w krystalicznej jasności – pisze w jednym z wierszy. Wielkie ciemne pulsuje we mnie – w innym. Cała (potencjalna) namiętność życia i jego uroda podszyte są u Waśkiewicza wyjątkową „podejrzliwością” egzystencjalnej fikcji, projekcją elan vital nie mającą pokrycia we „właściwym stanie rzeczy”. On, wyznawca Pierwszej Awangardy, adorator Peipera i Przybosia, odpowiada na piękne zdanie tego ostatniego: świat nie jest, świat się wiecznie zaczyna swoją konstatacją: świat jeszcze istnieje. W tym jeszcze tkwi całe dziwienie i zwątpienie Waśkiewicza – fatalisty, nie optymisty. Nabieram pewności tego po przeczytaniu krótkiego, acz „mocnego” utworu:
noc; światło
umierających gwiazd skapuje
na mokry beton; jutro
ma być wichura; czy mógłbyś zaręczyć
że będzie jutro?
Tak, Andrzej K. Waśkiewicz jest wyznawcą Nicości, co nie znaczy, że kategoria nihilizmu zwalnia go z refleksji moralnej czy każdej innej, zgoła nie destrukcyjnej. W tym tkwi istota podporządkowania fragmentarycznego rozbicia osobowości ideałowi samoświadomości i naturalnej drodze prze Los. Tego nauczył nas wszystkich Leśmian: chociaż za ścianą słychać nieistniejący głos nieistniejącej dziewczyny, trzeba iść za tym głosem, bo w tym marzeniu nasze istnienie „jest najbardziej”. Obecny w tym wyborze utwór pt. Młot uświadamia nam bliskość Waśkiewicza wobec Leśmiana. Pisał o tym także cytowany wyżej Marian Kisiel; jego zdaniem autor Leśmianowskim tropem stawia rzeczywistość symbolu ponad rzeczywistość opisu. Ale nie tylko ten poemat – Waśkiewicz jest absolutnym metafizykiem; przetwarza dotyk na uczucie, wzrok na wizję, rozum na wiersz… Kisiel puentuje: Waśkiewicz bowiem w swoich wierszach i poematach, niemalże jak Leśmian, od początku przywoływał słowa, które miały nie tyle reprezentować świat, ile go symbolizować. Rzeczywistość reprezentacji (opisu), zdaje się, w ogóle jest mało warta w poezji. Tym, co może podnieść liryczną wizję do rangi interpersonalnej jest symbol. Nie „pusty”, jak u Leśmiana, lecz zakorzeniony w biografii.
Skoro więc znajdujemy tu takie sceny, jak ta:
po wypalonych schodach wypalonego domu
wchodzi chłopiec
i tak idzie
lata mijają a on idzie
i za nim
snuje się dym i nie rozprasza się i schody
ciągną się
nieskończone
i tak idzie ten chłopiec po wypalonych schodach
wypalonego domu
idzie i idzie
to w tej autobiograficznej metaforze mieści się nie tylko los konkretnego pokolenia historycznego, lecz także symboliczna „mapa” i sens wszelkiej drogi życiowej oraz swoistej, raczej zupełnie nieradosnej eudajmonii.
Problem z „Leśmianem w Waśkiewiczu” polega na tym, że ten ostatni nie ustaje w swej „rozumowości” w postrzegania świata i pisze tyleż w „języku symbolicznym” i „zmetaforyzowanym” (czasami pięknie, że aż dech zapiera), co zintelektualizowanym w swym systemie werbalnym i pojęciowym. Waśkiewicz jest „metafizykiem intuicyjnym” (bo inaczej się nie da), za to poniekąd „niewolnikiem” faktów historycznych i biograficznych – tych „materialnych” i „namacalnie” doznawanych. Jest więc także „zakładnikiem konkretów”. Tym bardziej, im bardziej obserwował ich powtarzalność generacyjną, geograficzną i historyczną. Na przykład po podróży do Iraku napisał poemat Mirbad, 7 – tamtejsze spustoszenie wojenne tak mocno wydało mu się tożsame z własnym doświadczeniem życiowym.
W sferze owych konkretów jest także i to, co Kisiel nazwał stanem zawieszenia między „czarnym” a „czerwonym”, czyli między faszyzmem a komunizmem. Oba te totalitaryzmy wypełniły większość życia bohatera tego tekstu; te wiersze czytane pod tym kątem są także pełne tego ciekawego echa. Ale ów specyficzny stan – nadal opieram się na analizach Kisiela – dotyczy również zawieszenia między dzieciństwem a dorosłością, snem a jawą, realnością a projekcjami subiektywnymi, ideami a ideałami… Wielce to dialektyczna metafizyczność, rozpięta między antypodami naszych doznań i doświadczeń, wyobrażeń uniwersalnych a „materią miejsca i czasu”.
Proszę mi pozwolić na wtręt osobisty. Latem 2004 roku odbyliśmy z Andrzejem „literacką” podróż do Chin. Andrzej „odreagował” tę ciekawą przygodę kilkoma tekstami; jest wśród nich wiersz pt. słynny chiński pięciopak (ten „pięciopak” to były wizerunki pięciu klasyków komunizmu, Marksa, Engelsa, Lenina, Stalina i Mao); „dzieło” (niewątpliwej chińskiej „urody”) zawisło nad biurkiem poety, nieopodal akwarium i… okazało się inspirujące. Powstały z tej inspiracji utwór to m.in. refleksja na temat względności. Autor m.in. posłużył się bon motam starych mistrzów zen:
: cóż ty
który nie jesteś rybą
możesz wiedzieć
co czuje ryba
i riposta
innego mistrza zen
: cóż ty
który nie jesteś rybą ani mną
wiesz o mnie i o rybie
Wszystkie nawyki i dogmaty naszej codziennej, stosowanej epistemologii i aksjologii nie kierują się takimi względnościami. Waśkiewicz nieustannie ma je w głowie, w swoim myśleniu o świecie i człowieku; to „swoisty” dynamizm jego światopoglądu powodujący, że i świat tej poezji jest spoza granic uzusów myślowych i szablonów potocznego widzenia i przekonania. Dla mnie jest to poezja przekraczająca wiele granic i wspaniale wolna od „tworzydeł”, jakie nas – z całym bagażem wyobrażeń powszechnych – tworzą.
Poezja czasami wyrazistych przesłań. W owym „cyklu chińskim” istnieje także wiersz pt. coś w rodzaju, który tu przytaczam w całości: coś w rodzaju / eseju na zamknięcie / – o dialektycznej / jedności przeciwieństw / – i o brzytwie / Ockhama / : lgniesz/ więc się sprzeciwiasz / : próbujesz / obywać się bez protez / choć przecież / doświadczałeś ciemności / nie tylko zwykłych / ludzkich szaleństw / (nie licząc własnych durnot) / – choć wspólny / to jednak / osobny / i zdany na siebie / słuchałeś / tego wielkiego nic / milczącego / nad horyzontem / usiłowałeś / jakoś przeżyć / odkryłeś / podobieństwo do świata / : podobnie jak / on / budowałeś ruiny / potrzaskane konstrukcje / niespełnione / nadzieje / i / pogodziłeś się z tym / dlaczego / miałbyś być lepszy od świata / większy / podobny milczącemu / nad horyzontem.
Moim zdaniem, jest to wiersz o formacie „Herbertowskim”; proszę się w niego wczytać, by pojąć, że Autor tego wyboru pisze w swojej poezji traktaty, i to na tyle odległe od pospolitej „filozofii codzienności”, że stawiające go w grupie poetów osobnych i wybitnych.
Jeszcze „słówko o metodzie”… Liryka Waśkiewicza jest (pozornie) nieliryczna. Jego językowi obce są standardowe uniesienia, wzruszenia i wszelkie „estetyzmy” (choć są – ale nietypowe), do jakich przyzwyczaiła nas tradycja. Tu panuje niesłychana dyscyplina słowa, obrazowanie „skrótowe”, pozbawione ozdobników, jakby powiewające „chłodem intelektualnym”. I bólem takich choćby metafor autotematycznych, jak długie zdanie dymu / tren dymu czy ciemne światło martwego języka…To szkoła dawnej Awangardy. Jednak przecież nie są to wiersze „zimne” ani „martwe”. W nich jest gorączka, namiętność oraz dramatyzm. Tak, przede wszystkim dramatyzm dochodzenia do takiego „nagiego pnia” ludzkiej kondycji, która zdaje się nieefektowna i bezcelowa, lecz imponuje tą stroną medalu, do której wielu z nas rzadko dociera. Cóż można więcej?
To poezja trudna, wymagająca i czułego, i wprawnego czytelnika. Ale czy chcemy wstąpić do tej samej „partii” – do grona budowniczych ruin? Bo w obszarze tych obu słów mieści się główna obsesja Waśkiewicza i wszystkie inne oksymorony ontologiczne, w jakich definiowaniu się „wyspecjalizował”. Dlatego Waśkiewicz-poeta jest najmniej doceniany w tej właśnie roli, co uważam za smutny, acz często powtarzalny paradoks.
To ironia losu. Poeta w Waśkiewiczu jest olbrzymem, krytyk – twórcą wybitnym, a inne jego role to teren zaskakujący, niespodziewany, błyskotliwy i usłużny historii literatury naszych czasów.