Pamiętnik znaleziony w szpargałach – część II
Wpis dodano: 18 stycznia 2019
23 marca, piątek
(chyba powinienem schudnąć, chyba powinienem rzucić palenie, chyba powinienem się wykręcić Zbyszkowi)
Z rana – operatywka. Zatwierdzili mój projekt, brand-manager zgłosił jakieś uwagi, zawsze się dupek wtrąca. Potem – obiad z Japończykami. Skąd u nich ten mózg? Wyglądają jak Gumisie. Zadzwoniła Bożenka. Powiedziała, że tak mi się przyjrzała i że powinienem schudnąć. Ech, tylko moja kotka mnie kocha. Beżowa persiczka. Marylin. Bo – wypisz wymaluj: usteczka jak w „Księciu i aktoreczce”, kibić jak w „Pół żartem, pół serio”, charakter jak w „Skłóconych z życiem”. Ta sama karnacja sierści. Cudo! Gdybym był młodszy, nazwałbym ją Britget.
24 marca, sobota
(88,2 kg – wczoraj golonka „U Samsona”, papierosów – 55, alkohol – jakieś 250 g, odmówiłem „Reader’s Digest” zgody na wylosowanie mercedesa)
Od Zbyszka wyszedłem wcześniej; nie to zdrowie. Nawet nie czuję się zawiany. Rano muszę wrócić na Koronacyjną po samochód. Ale przykręcili śrubę! Już nawet „na wczorajszego” nie będzie można jeździć.
Czytam gazetę. Ogromny artykuł o zbrodni w Jedwabnem. Ogólnonarodowa dyskusja. Kwaśniewski powiedział, że przeprosi, Wałęsa – że nie. Nowak-Jeziorański argumentuje, że skoro jesteśmy skłonni do zbiorowej dumy (Małysz!), to powinniśmy być skłonni do zbiorowej winy. Koszmar historii, który wdziera się w koszmar codzienności. Dwa różne światy. Ten drugi (codzienność) na pewno prawdziwy, ten pierwszy (historia) – jakiś domniemany. Nie przylegają do siebie. Choć są w jakimś sensie jednością. Trudno je i łączyć, i rozdzielać. No więc? Nie wiem… Zastanawiam się, czy kobiety zadają sobie tego typu problemy do rozwiązania? Czy istnieje płeć mózgu? Zieeewaaam, robi się sennie…
16 kwietnia, poniedziałek
(zgaga, wątroba jak głaz, 89 kg, ciśnienie 140/90, stan wskazujący – jeszcze wczorajszy, ogólna niechęć do życia)
Drugi dzień świąt. Siadamy do śniadania. Mama zaczyna: – Synku, błagam cię, nie nakładaj tyle, pomyśl o sobie, o zdrowiu, o rodzinie… Spróbuj jeść połowę. – Mamo, ja całe życie jem połowę, ja mogę dwa razy tyle… Mówię to i już czuję, jak się unoszę na krześle, jak wszystko staje mi w gardle, walnę w ten stół, wstanę i wyjdę. Terroryzują mnie tym żetpe! Żryj połowę. Ale nie, nerwy na wodzy, matkę ma się jedną. Co ja mówię? Jedyną! Najpierw jest mamusia, a potem… wodzę wzrokiem wokół stołu, ech, jak to wszystko miało wyglądać inaczej. Na razie Boże Narodzenie wygrywa ze świętami Wielkiej Nocy.