Pazerność na sukces
Wpis dodano: 13 lipca 2018
Już kilka razy zdarzyła mi się taka sytuacja, że ogłaszano konkurs na – dajmy na to – najlepszy tomik poetycki roku, a pretendenci przysyłali mi prośbę, abym na nich głosował.
Ja rozumiem, że chęć zwycięstwa jest kusząca. Tylko co to za frajda dla autora, który steruje własnym publicity, a „znajomi królika” go wspierają? Rozumiem chęć sukcesu, ale pazerności na sukces nie rozumiem (choć jej pospolitość jest pospolita).
Dlatego uważam, że „samozgłoszenia” autorów powinny ich dyskwalifikować. Takie rankingi powinny rozstrzygać wiarygodne i kompetentne kapituły, a nie zainteresowani, mający lobby kolesiów.
A poza tym: co to w ogóle znaczy „najlepszy tomik roku”? To jest pojecie tak względne, nieostre, że aż idiotyczne. Na wszelkich wybiegach niech chwalą się sobą modelki i kulturyści, a nie poeci.
A wiecie, kto i co jest najlepszym jurorem? Czas, po prostu czas. To on przesieje tę górę piasku lirycznego. Tak było, jest i będzie.
Chylę czoła przed autorami, którym nie śni się Nobel. Których ego jest racjonalne i mało pazerne. Którzy nie sądzą, że są artystami, bo piszą wiersze. Samomianowanie się na artystę to już jest dzwonek ostrzegawczy. Przykładem pozytywnie ekstremalnym był chyba Himilsbach, który był, jaki był, miał wszystko gdzieś i nie lansował się, tylko jego wylansowano.
Pisanie doceniam. Każda sztuka jest „nadbudową życia”, wartością dodaną do przyziemności. W ogóle życie bez jakiejkolwiek sztuki byłoby nieciekawe. Czysty pragmatyzm byłby ponury. Ekspresja sztuki to coś niesłychanie istotnego. Ale sztuka też powinna znać miejsce w swoim szeregu. Bo świat stojący li tylko poezją (i konkursami poetyckimi) byłby nie do zniesienia. A więc, jak mówią Anglicy, take it easy!