Piękna choroba
Wpis dodano: 31 marca 2012
Dużo tu ostatnio pisałem o tzw. życiu młodoliterackim i o relacjach między krytyką a twórczością. Drąży mnie ten temat, bo jestem dosyć aktywny i widzę, że atmosfera jest napięta…
Dlaczego napięta? Dlatego, że na tej niwie też mamy do czynienia z czymś w rodzaju „wyścigu szczurów”. Jest się o co ścigać: o nagrody, o miejsce w rankingach przede wszystkim. O sławę. Zadaję sobie pytanie, czy gdzieś po drodze nie zagubił się homo ludens oraz te funkcje kultury, które dawały przyjemność, budowały ład i nie produkowały stresu. Choć może zawsze produkowały?
Tam, gdzie wkracza konkurencyjność, tam kończy się radość tworzenia. Tam wkracza socjotechnika „sprzedawania się”. Mogę tu sobie gadać, ale te siły są w nas tak naturalne, tak mocne, że nie ma rady.
Jest też przyczyna zwyczajna: jedni piszą lepiej, inni gorzej. Jedni wnoszą do literatury nowe wartości, inni – mało istotne. Model „krytyki serdecznej” ma tę wadę, że sam fakt pisania uznaje za wartość dostateczną, by każde pisanie akceptować. Model krytyki „krytycznej” oddziela gorsze od lepszego.
I tak już zostanie. Ale wierzę, że sedno tkwi w ludzkich charakterach. Mieczysław Jastrun nazwał pisanie „piękną chorobą”… Może wszystkim nam pomogłoby trzymanie się tej definicji?