Plebiscyt
Wpis dodano: 14 sierpnia 2015
Dowiaduję się post factum, że Empik ogłosił plebiscyt na „100 książek, które trzeba przeczytać”. Sonda ta biegła dwutorowo. Z jednej strony te książki typowało jury wyłonione z ludzi pióra, a więc pisarze, redaktorzy, krytycy itp., z drugiej strony typowali czytelnicy. A więc zderzyły się dwa rankingi. Nie będę tu wymieniał tytułów, opis całej akcji znajdziecie pod linkiem:
http://ksiazki.onet.pl/wiadomosci/internauci-wybrali-100-ksiazek-ktore-trzeba-przeczytac/cd35ky
Nie mam pojęcia, co takie sondaże (badania?) warte, bo z grubsza wiadomo, jakie tytuły od lat są prymusami w klasyce, zaś magma literatury bieżącej i „czytadłowatej” jest zbyt dynamiczna, by jakiekolwiek sondaże ustanawiały stały i trwały ranking.
Ale jedna rzecz mnie zdumiała. Otóż w tym „rankingu amatorskim”, przeprowadzonym przez Internet, wzięło udział aż 165 tysięcy osób. To, moim zdaniem, bardzo dużo. To przecież nie wszyscy czytelnicy, tylko ich garstka. Nie wszystkim chce się brać udział w takich „zabawach”. I nie wszyscy przecież wiedzieliśmy o tym badaniu preferencji czytelniczych. Ja na przykład mam Empik niedaleko domu, ale rzadko tam wchodzę, bo Empik jako księgarnia wyprowadza mnie z równowagi. I dowiedziałem się o akcji teraz, już po jej zakończeniu i podsumowaniu.
Pod artykułem na Onecie pierwszy komentarz na forum brzmi tak: Literatura podróżnicza gdzie? Otwierająca umysł, światopogląd, horyzonty. Wilk, Stasiuk, Bouvier, Chatwin, Bowles i wielu innych, nawet tych z początku XX w. Nie tylko wśród książek nadal wydawanych są te, które trzeba przeczytać. A z innej beczki, gdzie Hrabal? Prócz paru wyjątków do du.. ta lista. Próbowałam dodawać swoje tytuły, ale strona empiku nie wyszukiwała w ogóle książek tych autorów, no bo przecież empik nigdy nawet takich nie posiadał, tam nigdy nic wartościowego nie ma, a jak chciałam dodać z własnych plików, to się nie dało.
No, emocje, kontrowersje, spory poszły po werdyktach w górę. Ale to dobry znak. To nie jest tak, że nie czytamy. Zapewne czytamy za mało, lecz sytuacja nie kwalifikuje się do lamentów i pomstowania. Najgorsze jest to, że w badaniach tak masowych dominują masowe gusty. A więc książki „wyrafinowane”, „trudne”, „intelektualne” zawsze były, są i będą na statystycznej przegranej. I to jest sytuacja, z którą trzeba się pogodzić, bowiem idealizmem byłoby oczekiwanie na masowego czytelnika po doktoracie polonistycznym.
Moim zdaniem problem frekwencji czytelniczej tkwi także w cenach książek. Są one za wysokie na przeciętną kieszeń. Ale to już inna para kaloszy… No i rynek kultury innej niż książkowa stał się bardzo bogaty, zróżnicowany. Jest w czym wybierać. Więc radź sobie książko jak umiesz. Nie jest źle, ale lepiej póki co nie będzie.