Podróż sentymentalna
Wpis dodano: 12 czerwca 2017
Byłem w mieście (na Opolszczyźnie), w którym się wychowałem aż do matury. Mieliśmy zjazd naszej klasy! Było nas około dwudziestki, a więc i tak niemało. Bo przecież kilkoro osób umarło, inni rozsypali się po świecie i nie ze wszystkimi jest kontakt.
Nasza klasa, czyli my, dobiegamy 70-tki. Maturę zdawaliśmy w 1967 roku. Szmat czasu minął – 50 lat, czyli pół wieku! Pół wieku – !!! Przyznajcie: to brzmi nie tyle radośnie i imponująco, co ponuro (choć, oczywiście nasze spotkanie ponure nie było).
Chłopaków na zjeździe była garstka, dziewczyny cudnie królowały. Hm, czy na pewno dziewczyny? Raczej starsze Panie – tak jak my, starsi Panowie (już szron na głowie, już nie to zdrowie). Ale żebyście widzieli jak cudnie się bawiliśmy. No, bez tańców i wygibasów, lecz wspominkowo. No i każde z nas miało do opowiedzenia swoje minione, pomaturalne lata, a taśma ze starym filmem terkotała jak oszalała.
Takie zjazdy mają siłę sentymentalną. I uświadamiają zmienność sytuacji: wtedy chcieliśmy być już dorośli, teraz tęsknimy za tamtą młodością. Ale nic już się nie da odwrócić.
Co się stało z naszą klasą? – śpiewał Jacek Kaczmarski (bard nieodżałowany: 1957-2004). A w tej wspaniałej piosence m.in. taka strofa: Nie wiem sam, co mi się marzy, jaka z gwiazd nade mną świeci / Gdy wśród tych nieobcych twarzy szukam ciągle twarzy dzieci / Czemu wciąż przez ramię zerkam, choć nie woła nikt: „kolego!” / Że ktoś ze mną zagra w berka lub przynajmniej w chowanego / Lub przynajmniej w chowanego… No i właśnie ta „zabawa w chowanego” zaczyna po latach mieć inny sens. Jeśli jeszcze raz, i jeszcze raz spotkamy się na takim zjeździe, będzie nas coraz mniej. Zwyczajna kolej rzeczy… A więc wracałem ze zjazdu rozpromieniony i smutny. Smutny – bardzo pięknym smutkiem.
Mój tomik Suche łany (2015) opowiadał to przejście od młodości do starości. Jego pierwsza część to były tamte dawne zdarzenia z lat szkolnych… Mitologia młodości! I w niej teraz popławiłem się jak w realu. Tak, podróże sentymentalne trzeba rekonstruować i zapisywać. Wtedy co najmniej na chwilę młodość oddaje nam skrzydła.
Wracałem do domu rozpamiętując tamte lata. Wiózł mnie wehikuł czasu…