Pseudolaureaci
Wpis dodano: 17 maja 2012
Co jakiś czas ogłaszane są konkursy na „najlepszą książkę”, najznakomitszą postać w danej branży, najzacniejszy produkt, o czym mają zadecydować czytelnicy, obywatele, konsumenci, wysyłając sms-y obstawiające swego faworyta. I co się wtedy dzieje? Otóż najwięcej sms-ów wysyła ten, kto jest nominowany do takiego rankingu i ma szansę go wygrać. Ale taki „laureat” in spe nie wysyła wskazań na samego siebie, o nie! On te sms-y kieruje do chmary znajomych, do pociotków, do licznych kolegów. Z treścią: „głosujcie na mnie!”. On sam sobie organizuje publicity, czyli klakę! I kto wygrywa? Ano ten, który największe kółko znajomych królika zachęci do plebiscytu i ten, którego „elektorat” nie zawiedzie.
Jaki to ma sens? To jedna z najbardziej idiotycznych i niewiarygodnych eliminacji. Chyba za każdym takim zwycięstwem kryje się taktyka niehonorowej socjotechniki. Dziwić się należy satysfakcji tych, którzy w ten sposób wygrali. Oni nie chcą usłyszeć szczerego vox populi, tylko wygrać, wygrać, wygrać za wszelką cenę. I wierzyć w tę uzurpację: ja wygrałem!”.
Najbardziej fascynuje mnie w tych praktykach aspekt psychologiczny: czegóż to ludzie nie zrobią, by przegonić innych, by pogrzać się w ciepełku własnego narcyzmu i w łakomstwie triumfu.
Zagłosowałem tak kilkakrotnie na różnych znajomych, ale mówię: basta! Wy także się zastanówcie, zanim będziecie wspierać książkę, która jeśli nawet Wam się podoba, to przecież na ogół nie znacie utworów konkurencyjnych. Może głosujecie na najgorszą? Może w ogóle nie zabieracie głosu, tylko pomagacie kolesiowi w śmiesznej sprawie? Pora na refleksję.