Słuch moralny
Wpis dodano: 11 czerwca 2018
W programie TVN-24, w audycji „Loża prasowa” (prowadzonym przez Małgorzatę Łaszcz) padły niedawno dwa słowa wypowiedziane przez dziennikarza Tomasza Wołka: „słuch moralny”.
To bardzo ważna i piękna formuła. Oczywiście bardzo nieostra, bo słuch miewamy różny, ale przecież wiadomo, o co chodzi. Głównie o prawdę i przyzwoitość. Nie o moralność obyczajową, bo to inna kategoria, ale o moralność sumienia, wyrokowania, oceniania, argumentowania itp.
Zdawałoby się, że to drobiazg. Ale bywają sytuacje, kiedy słuchu moralnego nie można w sobie tłumić. Bo jeśli on nas opuści, to zboczymy na manowce. Pozostaje wtedy plama na honorze. Czasami na zawsze.
Nie wiem, czy ja mam prawo o tym pisać, bo kiedyś zawiódł mnie słuch moralny, ale mam nadzieję, że jakoś odpokutowuję młodzieńcze manowce.
Obecnie kamieniem u szyi stała się przynależność partyjna (chyba tak zawsze było, jest i będzie). Stare powiedzonko poucza: jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one. No więc twoje prywatne zdanie tłamsisz w sobie. Powiecie: to dla wyższej sprawy! A za kilka lat okaże się, że sprawa była niska i nie warta serwilizmu czy ustępstw. Ale stało się. I potem trudno już z pełną satysfakcją patrzeć w lustro. Dałeś plamę!
Oczywiście takie jak moje tutaj moralizowanie nie jest żadną regułą. A to dlatego, że mamy również do czynienia z cynizmem, interesownością, relatywizmem… Tak było, jest i będzie.
Ech, szkoda że nie ma wysp dla pustelników. Mielibyśmy gdzie uciekać. A teraz nasze uciekanie jest tylko od lustra. Molierowskie powiedzonko sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało wciąż jest aktualne.