Sokrates tańczący
Wpis dodano: 8 czerwca 2018
W minioną środę (6.06.) byłem na odsłonięciu tablicy pamiątkowej poświęconej ś.p. Piotrowi Kuncewiczowi (1936-2007), długoletniemu prezesowi Związku Literatów Polskich (dwoje jego poprzedników to Halina Auderska i Wojciech Żukrowski). Minęło już ponad 11 lat od jego odejścia. Ale jego postać jest w moim środowisku nadal ważna – ceniliśmy go!, lubiliśmy go!, szanowaliśmy go! Biesiadowaliśmy z nim…
Piotr mieszkał w centrum Warszawy, w środkowym wieżowcu na tyłach domów towarowych vis a vis Pałacu Kultury. I tam właśnie, przy wejściu do wieżowca, zawisła wspomniana tablica. Druga już, bowiem wcześniej podobną zawieszono ku pamięci ś.p. Grzegorza Przemyka (1964-1983). Mama Przemyka, Barbara Sadowska (1940-1986), była poetką. A więc obie tablice – Kuncewicza i Przemyka – mają tu jakiś kontekst literacki. Dla naszego środowiska to ważna sprawa.
Piotra znałem dobrze. Członkiem ZLP zostałem w latach 70-tych; on już wtedy był w Związku ważną postacią. Zawdzięczał to swojej erudycji. Funkcję prezesa ZLP piastował w latach 1990-2003. Jak już wyżej napisałem, bardzo go ceniliśmy, bardzo go lubiliśmy. Ale ważniejsze jest chyba to, że był „postacią renesansową”. Cytuję za Wikipedią: Był poetą i pisarzem (dodam też: historykiem literatury i krytykiem, także kulturoznawcą) o rozległych zainteresowaniach, obejmujących m.in. historię, filozofię, religioznawstwo, historiozofię i socjologię, wiele dziedzin wiedzy ezoterycznej, ale także dzieje Ziemi i Wszechświata, paleontologię itd. Dodam: każda książka Kuncewicza (m.in. Antyk zmęczonej Europy, Dęby Kapitolińskie, Goj patrzy na Żyda, Legenda Europy) do dzisiaj pozostaje ważna. Jego wiedza i oczytanie były imponujące. Szczególnym dziełem Prezesa była pięciotomowa Agonia i nadzieja – historia literatury polskiej od roku 1918 do 1956. Gdyby Piotr żył dłużej, to zapewne napisałby tom szósty, obejmujący lata 1957-1968.
Natomiast szczególną siłą Piotra była niesłychana wiedza o literaturze i kulturze. Był erudytą tego formatu, jaki dzisiaj jest już rzadko spotykany. Równocześnie był cudownym hedonistą – biesiadowanie z nim to była uczta intelektualna. Ja nazywałem go „Sokratesem tańczącym”.
Ech, dobrze, że ma swoją tablicę na swoim domu. Przechodniu: zatrzymaj się przed nią i pomyśl, co będzie, gdy takich „kuncewiczów” nam zabraknie? Oni zresztą gdzieś nadal są… Siedzą w swoich uczelniach, bibliotekach i instytutach. Czasami tylko jakaś tablica na jakimś domu nam ich przypomina. To, niestety, za mało…