Sprawy męskie, żeńskie i ostateczne « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Sprawy męskie, żeńskie i ostateczne

         Jak wiecie, mężczyźni mają dużo roboty, a kobiety lakierują sobie paznokcie. Mężczyźni zarabiają na dom, a kobiety ten dom sprzątają. Mężczyźni naprawiają samochody, którymi jeżdżą kobiety, a kobiety umieją ugotować pomidorową (a nawet rosół). Kobiety kuszą, a faceci po latach wolą grać w bridża.

         Te antypody są bezcenne. Ponad nimi snuje się chmura miłości. Sęk w tym, że ta chmura z biegiem czasu odpływa od mężczyzny do innej kobiety i od kobiety do innego mężczyzny. Dzieci już sobie jakoś radzą, dojrzewają, więc z tym nie ma problemu.

         I nagle wszystko przewraca się do góry nogami. Kobieta i mężczyzna zostają emerytami, dziadkami, a ich dzieci harują na swój chleb. To się nazywa „przemiana pokoleniowa”. Curriculum vitae. Wszystko toczy się z góry przewidzianą ścieżką. A potem to już tzw. różnice płciowe nie mają znaczenia. Potem króluje starość. Potem nadchodzi ostatni dzień.

         Kraszewski w tandemie z Moniuszką stworzyli taki oto utwór tekstowo-muzyczny: Był sobie dziad i baba, / bardzo starzy oboje. / Ona kaszląca, słaba, / on skurczony we dwoje. // Mieli chatkę maleńką, / taką starą jak oni. / Jedno miała okienko / i jeden był wchód do niej // Żyli bardzo szczęśliwie, / spokojnie jak w niebie. / Czemu ja się nie dziwię, / bo przywykli do siebie. // Tylko smutno im było, / że umierać musieli, / że się kiedyś mogiłą / długie życie rozdzieli // I modlili się szczerze, / aby Bożym rozkazem, / kiedy śmierć ich zabierze / brała oboje razem // „Razem to być nie może, / ktoś chwilą wprzód skona” / „Byle nie ty nieboże” / „Byle tylko nie ona // Wprzód umrę – wołała baba – / jestem starsza od ciebie, / co chwila bardziej słaba / zapłaczesz na pogrzebie” // Ja wprzódy, moja miła, / ja kaszlę bez ustanku / i zimna ma mogiła / przykryje lada ranku // „Mnie wprzódy”, „Mnie, kochanie”. / „Mnie mówię”, „Dość już tego / dla ciebie płacz zostanie” / „A tobie nic? Dlaczego?” // I tak dalej i dalej, / jak zaczęli się kłócić, / tak się z miejsca porwali / chatkę chcieli porzucić. // Aż do drzwi / „puk” powoli. / „Kto tam?” // „Otwórzcie proszę / posłuszna waszej woli, / śmierć jestem – skon przynoszę” / „Idź babo drzwi otworzyć!” / „Ot to: idź sam, jam słaba / ja pójdę się położyć, / odpowiedziała baba // „Fi!, śmierć na słocie stoi / i czeka tam nieboga” / „Idź otwórz drzwi z łaski swojej” / „Ty otwórz moja droga” // Baba za piecem zcicha / kryjówki sobie szuka, / dziad pod ławę się wpycha, / a śmierć stoi i puka. // I byłaby lat dwieście / pode drzwiami tak stała, / lecz znudzona nareszcie / kominem wejść musiała.

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP