Straceńcy
Wpis dodano: 5 czerwca 2020
Od lat prześladuje mnie pamięć o dwóch poetach, których można nazwać straceńcami. Jestem od nich nieco młodszy, ale jakby przychodzili do mnie we śnie. Zawsze potem sięgam po ich tomiki… To trwa od lat.
O kim myślę i mówię? O Andrzeju Bursie (1932-1957; o nim pisałem pracę magisterską) i Rafale Wojaczku (1943-1971).
Teraz już chyba oni trwają za kurtyną minionego czasu. Czasu, który był dla nich krótki i który zaganiał ich w chaszcze niedostosowania do życia. Ale mieli swój osobny świat – była to poezja. W zasadzie nic innego dla nich się nie liczyło.
Tego typu ucieczka od realu i rzeczywistości jest swoistą maligną. Osobliwym istnieniem na marginesach zwyczajności. Typowe życie codzienne nie było dla nich. Dla nich była tylko literatura. Siedzieli w niej jak w blaszanej puszce. I tworzyli sobie świat inny od rzeczywistości.
Nie wiem, czy zdawali sobie z tego sprawę, ale niby po co?
Czy było warto? Głupie pytanie… Żyli we własnym, innym świecie. Dziś, po latach, doceniamy ich dorobek, choć nasz racjonalizm boryka się z pytaniem: czy było warto?
Jakby nie mówić „tak” czy „nie”, pozostawili nam trudny orzech do zgryzienia. Ale mamy ich wiersze i zastanówmy się, że ucieczka od rzeczywistości czasami każdemu jest potrzebna. Nasz racjonalizm unika tego, lecz czasami warto świat realny przyciszyć światem immanentnym. Spróbujcie! To bywa potrzebne…