Trotyl ekspresji
Wpis dodano: 14 listopada 2016
Natknąłem się na Internecie na taki oto bon mot Tomasza Organka, muzyka: Człowiek w końcu dochodzi do tego, że liczą się tylko śmierć i miłość. Prostota, ale też i celność tego zdania poruszyła mnie. W zasadzie na temat tych kilku słów można pisać grube księgi. Bo jest to stwierdzenie fundamentalne. Tak naprawdę nie ma nic ważniejszego od głodu miłości i trwogi śmierci. Cała reszta to życie, zwykłe życie wypełniane przez codzienność. Życie lepsze lub gorsze, bogatsze lub biedniejsze, mniej lub bardziej szczęśliwe, mniej lub bardziej traumatyczne – ale to wszystko dzieje się pomiędzy dwoma filarami: miłością i śmiercią.
Nie wszyscy mają tego świadomość, bo też nie wszyscy żyją refleksyjnie. W końcu nie muszą, poza tym behavior układa nam się dosyć różnie. Ale radość miłości i trauma śmierci spotykają większość nas.
Literatura nie może być antidotum na ten stan rzeczy. Jest bezradna. Ale ma inną siłę: wytwarza „trotyl ekspresji”. To, co powiedział Tomasz Organek, już wiele lat temu napisał Jan Lechoń: Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną / Powiem ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno. I znaleźlibyśmy w poezji, w ogóle w literaturze jeszcze wiele dokładnie takich samych refleksji.
Jak z tym żyć? Z tą ponurą świadomością. Myślicie, że wiem? A niby skąd mam wiedzieć? Jednak jestem wyznawcą stoicyzmu. On też nie jest receptą doskonałą, bowiem stoicyzm niewiele leczy. Co najwyżej uczy panowania nad histerią, pogodzenia z losem i domniemania jakiegoś „ładu wyższego”, którego celowości nie znamy. Wymyślamy mity i religie – w nich nadzieja. A jak będzie naprawdę, to „się zobaczy”.
Najgorszy wydaje się scenariusz nicości i wyłączne prawo biologizmu. Ale od razu pytamy się o cel tego biologizmu. W najgorszym scenariuszu biologia jest tylko chemią, która zdarzyła się z przypadku. A przypadek, jak wiecie, może nieść zaskakujące konsekwencje. Doszukujemy się w tym wszystkim „drugiego dna”, które wcale nie musi istnieć.
No i jak żyć z tym wszystkim? Moja recepta: stoicko, a nawet pogodnie. I tak to, że się urodziliśmy, to był Wielki Prezent. Trafił nam się jak ślepej kurze ziarno. No to chodźmy po podwórku życia, wydziobujmy te ziarenka i cieszmy się, że jesteśmy. A co do reszty – to się okaże…