Udało się!
Wpis dodano: 28 października 2012
Jakiś czas temu nieznana mi, początkująca autorka z Krosna, Justyna Sielka, odnalazła mnie w necie i przysłała maszynopis swojej powieści z prośbą o ocenę. Rzuciłem okiem – i wciągnęło mnie. Rzecz nosiła tytuł Upokorzona. Ewakuacja (pospolita) polska, którą przeczytałem w całości z satysfakcją.
Ta debiutancka próba powieści to „proza feministyczna”, jednak wykraczająca poza pospolite znaczenie tego określenia. Autorka opisuje perturbacje dwóch młodych kobiet, które decydują się na opuszczenie swoich mężów – zdegenerowanych alkoholików i despotów. Z małymi dziećmi odchodzą, nie mając żadnych źródeł utrzymania ani dobrych perspektyw na samodzielne życie. A jednak ich determinacja zwycięża, chociaż cena wysoka.
Powieść jest mocno osadzona w polskich realiach, we współczesności, w „przestrzeni” psychologicznej i moralnej naszego społeczeństwa. Sielka ma wyjątkowy dar „podpatrywania życia”, wszelkich jego szczegółów i realiów. Tekst jest cudownie osadzony w naszej rzeczywistości; jest w gruncie rzeczy alarmem i protestem przeciw ludzkiej bezduszności, bigoterii, kołtunerii, schematycznym i uzusom społecznym, stanowiącym relikt społeczeństw paternalistycznych i niedemokratycznych.
Wszystko to zostało napisane żywym i codziennym językiem. Bowiem autorka posiada ów „słuch językowy”, który nie potrzebuje stylizacji ani draperii. Język oddaje tu jak najwierniej „fakturę codzienności”, jej przyziemność i trywialność. Zarazem jest to język dowcipny, język, który „bawi”. Toteż śmiejemy się podczas tej lektury, zgoła lekkiej i niemal satyrycznej, a jednak ze strony na stronę przeradzającej się w całkiem poważny traktacik moralny na temat naszych czasów, związków, norm i schematów. Ostatecznie mamy do czynienia z prozą poważną i ważną. Z lekturą „śmieszną” i „straszną”, z demonstracją poglądów i buntu, które nie tylko czytelniczkom, lecz i czytelnikom otworzą oczy na hipokryzję i „nową dulszczyznę” naszych czasów.
Oczywiście wysyłka tekstu do kilku wydawców zakończyła się głównie zainteresowaniem finansowym, a nie literackim. Chciałem więc autorce jakoś pomóc… Wsadziłem fragment na portal www.pisarze.pl – i tu zaczęło się piekło. Bowiem odezwały się nożyce, czyli były partner autorki, który rozpoznał w tekście siebie. Ach, co się działo na portalu! Groźby sądowe i złorzeczenia przeciw autorce i portalowi. Oczywiście nonsensowne, bowiem facet nie rozumiał, że „wszelkie podobieństwo zdarzeń i osób” przekształcone w fikcję literacką to autonomiczny rewir naszej autorskiej wolności. Nawiasem mówiąc: a niby z czego mamy robić literaturę? Właśnie z „wszelkiego podobieństwa”! Z życia!
Ale dyskusja, jaka się potoczyła, pomogła powieści. W końcu wydawca się znalazł. I książka właśnie weszła na rynek. Autorka była już załamana – a jednak się udało! To dla mnie pokrzepiający przykład: wytrwałość, obecność naszej twórczości w Internecie, awanturki wokół tekstu itp. jednak czasem odnoszą skutek. Justyna Sielka jest już po debiucie, ja jej kibicuję i bardzo chciałbym, aby pisała nadal. Ma wyrazisty talent obserwacyjny i narracyjny, jest pisarką „z jajami”. Tak, bardzo chciałbym, aby trafiła do czytelników…