We własnym gronie
Wpis dodano: 26 października 2017
Im częściej bywam na imprezach literackich, tym bardziej upewniam się, że żyjemy we własnym grajdołku. To nie znaczy, że ten grajdołek jest zły (choć czasami bywa „taki sobie”), tylko że życie literackie pulsuje w niszach i słabiutko przebija się do szerszej publiczności. To głównie my, koledzy po piórze, chodzimy na spotkania autorskie innych kolegów po piórze. To różne spędy, zloty, festiwaliki literackie mają nas za publiczność, a nie czytelników.
Z jednej strony jest to być może naturalne – branża żyje własnym życiem i jej środowisko to życie tworzy. Więc czego nam brakuje? Ano tego, że nasi potencjalni czytelnicy nie towarzyszą nam. A wszystko jest dostępne, chociażby na witrynach ZLP i SPP. Chociażby też w lokalnej prasie, która powiadamia na ogół, co, gdzie i z kim będzie spotkanie lub jakaś impreza. Nie mówiąc już o Internecie.
To po pierwsze. Po drugie zaś jesteśmy podzieleni na rozmaite gildie, które jakby żyją na innych planetach. Ja na przykład co tydzień oglądam w TVN-24 program Xięgarnia prowadzonym przez Agatę Passent i Maxa Cegielskiego i widzę tam autorów zupełnie ciekawych, lecz jakby z innego świata, w którym ja egzystuję. Ten program jest dobry, ciekawy, kompetentny, jednak uświadomił mi, że co innego czytam.
Może wszyscy leżymy na innych półkach? W każdym razie Polska literacka jest rozczłonkowana jak Polska w dobie Krzywoustego na księstwa i dzielnice. Hm, może tyle dzieje się w literaturze, że nie da się już o niej mówić jednym głosem; nastąpiło „rozczłonkowanie” gustów, języków, idei? To zresztą nie jest zarzut – to raczej róg obfitości.
Krytycy literaccy też poutykali się w różnych „dzielnicach pisarskich”. My „obsługujemy” tę niszę, oni tamtą. Z tym, że „oni” mają większy dostęp do mediów, a więc mocniejszą siłę przebicia do czytelników.
Hm, może rzeczywiście mamy teraz taki zalew literatury, że wszystkiego ogarnąć się nie da. To i dobrze; lepiej mieć ów „róg obfitości” niż go nie mieć. Jednak z drugiej strony stale pojawiają się ubolewania, że Polacy czytają mało. No więc cała branża pisarska i wydawnicza nie jest nazbyt spektakularna. Ech, były takie lata, że w ZSRR Jewgenij Jewtuszenko (1932-2017) miał spotkania autorskie na stadionach piłkarskich wypełnionych po brzegi entuzjastami. To se ale ne vrati! Co będzie dalej? Nie wiemy, ale jednak piszmy, drukujmy, piór nie łammy… Tego nauczył nas Syzyf, choć on co innego pchał pod górę.