Wiosna-2
Wpis dodano: 23 marca 2018
Uprzedzałem w poprzednim wpisie: tup, tup, tup, nadchodzi wiosna! No, może za wcześnie uprzedziłem. Ale taniec meteorologii oznajmia jej forpocztę. Potrafi jeszcze pokaprysić – stare powiedzonko głosi: kwiecień-plecień wciąż przeplata, trochę zimy, trochę lata. A ja bym napisał: Jeszcze zima się wypina / z Matki-Zołzy i Ojca-Skurwysyna. Ale to już są szczątki zimy. Wszystko zacznie się odmrażać i zielenić. Przed nami trzy kwartały jako takiej pogody, póki znowu nie da znać o sobie kolejna zima, brrr.
Pory roku są w zasadzie ekwiwalentem wszelkiej żywotności. Nasze życie, życie ludzkie, toczy się przecież według tego schematu – od młodości po starość. Wiadomo: wiosna i lato, to pory najcudniejsze. Jesień uczy nas schyłkowości, ale na szczęście potrafi być piękna. Nie zawsze, nie zawsze, no ale nigdy nie ma „zawsze”.
Kto, do cholery, ten cykl wymyślił? Ja wierzę tylko w Naturę – to ona tym wszystkim rządzi. Skubana jedna – nieźle to sobie wymyśliła. Poza tym jest niesprawiedliwa, bo przecież różne szerokości geograficzne mają inne bonusy. Pogoda na Arktyce lub Antarktydzie jest zawsze ohydna – przez okrągły rok. Pogoda w strefie równikowej to nieustanne lato. No, dożyliśmy czasów, że zawsze możemy przeprowadzić się z Zakopanego na Madagaskar – to byłaby meteorologiczna wędrówka ludów. Ale czy ja wiem? Jesteśmy przypisani do ziemi urodzenia, do języka, do kultury, więc takie „wycieczki” byłyby ryzykowne. One są do strawienia tylko z firmą „Orbis”, która ułatwia nam podróżowanie turystyczne. Poza tym jesteśmy skazani na to, co mamy. Może dobrze? Bo przecież źle nie mamy.
No to teraz włączcie sobie Wiosnę Vivaldiego i posłuchajcie, jak cudnie ona się staje.