Wiosną o Jesieni
Wpis dodano: 12 kwietnia 2013
Za kilka miesięcy powinna odbyć się 42. Warszawska Jesień Poezji – największa coroczna impreza organizowana przez Związek Literatów Polskich. Pamiętam czasy jej świetności – działo się dużo i w wielu miejscach. A najpiękniejsze chyba były te lata, kiedy każda Jesień kończyła się w Petrykozach u Wojciecha Siemiona, choć i wiele innych powodów składało się na nasze dobre wspomnienia.
Oczywiście kluczem do sukcesu imprezy były nie tylko pomysły rozmaitych spotkań i prezentacji, ale i kasa, bowiem cała infrastruktura takich zlotów to spore koszty. I z tym z roku na rok jest coraz gorzej. Dawnymi czasy hojniejszy był budżet miasta, potem prywatni sponsorzy, a teraz to już w ogóle nie wiadomo, czy cnota hojności jeszcze istnieje.
Zarząd ZLP w tym roku podjął ciekawą decyzję. Jesień będzie bardziej kameralna, a więc mniej kosztowna, co nie znaczy, że nudna czy byle jaka. Novum polega na tym, by zawęzić grono uczestników do mniej więcej 40 osób, ale to przecież nie zawęża grona publiczności ani nie przesądza obniżenia poziomu i atrakcyjności spotkań. Wśród członków ZLP ma być rozpisany wewnętrzny konkurs o zmieszczenie się w tej czterdziestce. Jurorować mają profesorowie z polonistyki UW – nasi koledzy-członkowie.
Podoba mi się ten pomysł, ale rwetes będzie. Niepotrzebny, bo przecież zawsze jak nie tak, to tak dobierało się ludzi do imprezy, ustalało listę zaproszeń. Lecz stawać do konkursu, aby się dostać na listę? No nieeeee!!! Powtarzam: jestem za! Nikomu z głowy korona nie spadnie, jak zmierzy się z kolegami i nikomu, kto przegra, droga do Nobla zamknięta nie będzie.
Co jest najważniejsze? Moim zdaniem „ocalanie substancji”. Z żalem patrzę na upadające egidy, imprezy literackie, konkursy. Powinno być na odwrót. To, co przetrwało dziesięciolecia powinno być cenionym „zabytkiem”, przedmiotem troski o ciągłość życia kulturalnego, czymś, czemu stwarza się warunki kontynuacji, bo całą swoją historią na to sobie zapracowało.