Wykładzik
Wpis dodano: 1 maja 2014
Czy zauważyliście, że mówiąc o poezji, w ogóle o sztuce, coraz częściej używamy słowa postmodernizm? W encyklopediach, w internecie, w opasłych książkach znajdziecie na ten temat wszystko. Tu z obszernej noty w Wikipedii przytaczam tylko jedno kluczowe zdanie: Postmodernizm postuluje niczym nie ograniczoną różnorodność. I to do tego stopnia, że akceptuje nawet bezstylowość.
Co to wszystko znaczy, co się za tym kryje? No, nie mniej, nie więcej niż rewolucja, która na dobre zaczęła się rozwijać w dekadzie lat osiemdziesiątych. Do tamtej pory mieliśmy do czynienia z wielowiekowym ładem i harmonią. Sztuka kodyfikowała swoje rodzaje, gatunki, a nawet idee. Każda kolejna epoka miała swoją oddzielną „filozofię”, typowe dla siebie zadania i przesłania. Rozwijała się według określonych reguł gry. Przez niemal pięćset lat specyfikowała się przemiennością nurtów klasycystycznych i romantycznych. A więc Średniowiecze poddało się Renesansowi, który został zanegowany przez Oświecenie, Oświecenie przez Romantyzm, Romantyzm przez Pozytywizm, a ten przez Młodą Polskę, czyli neoromantyzm. Ale w każdej z tych epok formuła wiersza była przewidywalna, a rytm i rym (czyli wiersz sylabotoniczny rymowany) stworzyły na wieki tzw. „mowę wiązaną”. Pierwszy zgrzyt w tej harmonii zdarzył się w latach dwudziestych XX wieku – wraz z pojawieniem się Peipera i Przybosia, którzy zaczęli manifestować wiersz nieregularny, czyli nierytmiczny i nierymowany. I lawina ruszyła!
Od tamtej pory co najmniej do lat sześćdziesiątych XX wieku wierszowi tradycyjnemu coraz częściej towarzyszył wiersz „nowoczesny”. Uwiąd rymu, rytmu, średniówki, no, wszelkiego tego porządku stawał się oswojonym faktem. I tak doczekaliśmy czasów obecnych, kiedy każdy z nas może pisać jak chce. Dawniej było na to określenie: wolna amerykanka. Ona stała się nie tylko bardzo, bardzo wolna, ale wręcz oczywista.
Obecnie postmodernizm jest poniekąd synonimem Wieży Babel, w której wszystkie języki są równoprawne. Jeśli chcesz, to wymyślaj sobie dowolną dykcję, luźne asocjacje, swoje niepowtarzalne tętno i timbr wiersza. Wszystko jest poezją! Ale nadal admiratorzy rymu i rytmu mogą pisać wiersze w konwencji postskamandryckiej czy – szerzej to ujmując – tradycyjnej.
To słówko bezstylowość oznacza nie tyle brak stylu, co raczej nadmiar i jazgot rozmaitych stylistyk. W tej nowej „pragmatyce poetyckiej” ambicją zaczęła być także indywidualna osobność, niepowtarzalność. A więc ilu poetów – tyle różnych metod i aur pisania. Czy można się w tym połapać?
Ależ można… Bowiem talent to talent. Za Twoją osobnością powinna stać Twoja rozpoznawalność. Tak piszesz tylko Ty! I ta rozpoznawalność stała się największym wyznacznikiem sukcesu.
Czy to wystarczy? Otóż nie! Jakkolwiek bylibyśmy oryginalni językowo, to jednak liczy się także to, co mamy do powiedzenia. Wiersz naprawdę dobry powinien być wierszem mądrym, wierszem mówiącym coś ważnego. Ta „wolna amerykanka” językowa powoduje, że mamy nadmiar bełkotu. Czytamy wiersze, w których język furkocze jak kogutek na dachu, lecz nie wiemy, o co mu chodzi. Innymi słowy, mamy często do czynienia z bełkotem lub z paplaniną. Esencji z takiej torebki wyciśniemy niewiele. A szklanka wody bez esencji jest tylko szklanką wody.
Macie więc tutaj odpowiedź na dwa pytania. Pierwsze: jak napisać wiersz? Odpowiedź: jak tylko chcecie. Jak napisać wiersz dobry? Odpowiedź: jak tylko chcecie, ale on musi coś ważnego mówić. A postmodernizmem nie zawracajcie sobie głowy – za chwilę i on zastąpiony zostanie jakimiś nowymi teoriami, koncepcjami i formułami.