Z miasta do miasta « Poezja, krytyka, kultura Leszek Żuliński
 

Z miasta do miasta

         Nie wiem dlaczego niedawno rozpamiętywałem początki mojej edukacji szkolnej. To było oczywiście 1 września 1957 roku. Nie pamiętam już jak witano nas w szkole… Chyba dlatego, że wszyscy byliśmy my, siedmiolatki, skonfudowani tą nową sytuacją.

         Do szkoły miałem niedaleko – jakieś 200 metrów. Po drodze było kino, które uwielbiałem chodząc na poranki dla dzieciaków.

         Wtedy w szkołach podstawowych obowiązywała kindersztuba. Musieliśmy nosić granatowe, safianowe bluzki z tarczą na rękawie. Tornistry były z tektury. W nich rzecz jasna podręczniki i zeszyty oraz drewniany piórnik. W tym piórniku głównym atrybutem było pióro. Oczywiście z drewnianą rączką i stalówką. Ale w tornistrze dźwigaliśmy też kałamarz z atramentem.

         Nauka pisania uginała się pod naporem kleksów. Dopiero z biegiem czasu nabieraliśmy wprawy. Już gdzieś, pod koniec podstawówki, pojawiły się długopisy – no, to była rewolucja.

         Przedmioty były, jak z grubsza teraz, takie same. Ale wtedy był także przedmiot zwany kaligrafią. Uff! W tej dziedzinie nie osiągałem sukcesów.

         Podstawówka była siedmioklasowa. Moja szkoła to było wielkie poniemieckie gmaszysko, gdzie była właśnie ta moja podstawówka, ale też liceum. Toteż aż do matury pobierałem nauki w jednym budynku.

         Za plecami tego budynku było wielkie, szkolne podwórze. Na nim osobny budynek do wygibasów WF-u, zwany salą gimnastyczną. Był także spore boisko do futbolu. I bieżnia do biegania. Za nią już tylko mur. A za tym murem wielki, wielki park, z lekka dziki, przepastny. Był tam też spory staw z wyspą w środku. O tyle ważny, że zimą hulaliśmy tam na łyżwach.

         Akurat gdy kończyłem liceum mojego Ojca przeniesiono służbowo do Ursusa. Tam była fabryka traktorów, a ojciec został jej wicedyrektorem. Ja od razu zostałem (był to rok 1967) studentem warszawskiej polonistyki. Niebawem Ursus przyłączono do Warszawy i tak tu mieszkam do dzisiaj. Ursus to moja dzielnica.

         Ech, bywam w swoim starym mieście jeszcze co kilka lat… Mógłbym o Strzelcach Opolskich – moim najpiękniejszym na świecie miasteczku – napisać całą książkę… Do dzisiaj moje nogi się rozjeżdżają – jedna stoi w Strzelcach, druga w Warszawie. Bo choćbym mieszkał w Paryżu, to moje miejsce jest tutaj!

BLOG

 

Copyright © 2006-2019 www.zulinski.pl
Strona oparta na WP