Żegnaj, Jurku!
Wpis dodano: 19 marca 2013
W poniedziałek, 18 marca, dowiedzieliśmy się o śmierci Jerzego Koperskiego (Leszina, bo tak go nazywaliśmy i nazywamy nadal – tym przydomkiem, jaki sam na kilka dziesięcioleci przypiął sobie do nazwiska). Poety, ale przede wszystkim animatora życia poetyckiego kilku dekad. Dla mojego pokolenia była to postać ważna! Był naszym „akuszerem”, wydawcą, pomysłodawcą wielu imprez, ale i publikacji, bez których trudno sobie wyobrazić to wszystko, co działo się w poezji od lat sześćdziesiątych po dwutysięczne.
Jurek urodził się 10 sierpnia 1935 roku w Ilinie na Mazowszu, liceum kończył w pobliskim Płońsku, a studia polonistyczne rozpoczął w Toruniu. To tam, mając u boku m.in. Stachurę i Żernickiego, odkrył w sobie talent organizatorski i redaktorski – współredagował pisma literackie „Helikon”, „Nowe Żagary” i „Młode Pomorze”. Studia ukończył w Warszawie. W roku 1960 związał się z Klubem „Hybrydy” i pierwszym znaczącym działaniem Jurka był jego duży udział w powstaniu formacji Orientacja Poetycka „Hybrydy”. Jej pismo „Widzenia” byłoby bez Leszina chyba niemożliwe. Potem powstawały kolejne tytuły: „Nowe Widzenia”, „Orientacja”, „Integracje”… W latach 1974-1987 Koperski był także związany z warszawskim pismem studenckim „Nowy Medyk”, przy którym redagował dodatek „Młoda Sztuka”. To głównie te tytuły (choć po drodze powstawały i inne, jak np. „Nowy Wyraz”) patronowały promocjom nowych nazwisk oraz po kolei wymyślanym seriom poetyckim, w których debiutowali młodzi. Tzw. generacje wstępujące cieszyły się głównym zainteresowaniem Koperskiego – im poświęcał swoje pomysły, czas i promocyjną inwencję. W tamtym okresie ruch studencki stanowił prężną egidę dla młodej literatury, a Jurek był jej wyjątkowo aktywnym i skutecznym filarem. Kiedy „Hybrydy” zaczęły podupadać, to „centrum operacyjne” przeniosło się do siedziby Zrzeszenia Studentów Polskich na róg ulic Kopernika i Ordynackiej, a jeszcze potem pod dach Młodzieżowej Agencji Wydawniczej.
Koperski debiutował w roku 1956 w toruńskim pisemku uniwersyteckim. Wydał w późniejszych latach tylko cztery tomiki poetyckie: „Blizny w kamieniach”, „I nie wymilczę więcej”, „Drzewa z próchna nie poznasz” oraz „Do rzeki należy moje życie”… Stał w cieniu innych poetów, którzy przez kolejne lata wkraczali do literatury, choć to być może oni stać będą do końca w jego cieniu, tak jak wszyscy jesteśmy dziećmi tego, kto nas stworzył. W tym kontekście Leszina można nazwać dziś „ojcem poetów”.
Trzeba tu koniecznie dodać, że było Jurkowi dane przez 40 lat działać w tandemie z Andrzejem K. Waśkiewiczem. Waśkiewicz w tym „związku” był główną siłą intelektualną i merytoryczną, Koperski – pomysłodawczą i organizacyjną. Obaj byli „wyznawcami” przedwojennej Pierwszej Awangardy i ta wspólnota gustów być może powodowała ich otwartość na wszystko, co nowe. Poza tym jakieś inne szczęśliwe syndromy złączyły ich obu – uzupełniali się genialnie i zapewne każdy z nich nie osiągnąłby bez drugiego tego, co osiągnęli wspólnie. Andrzej zmarł 11 lipca ubiegłego roku, a więc obaj odeszli niemal razem w tak krótkim czasie. Zamknęła się jakaś epoka, którą najlepiej opowiedziałaby ta sterta książek, które wydali i wydarzeń literackich, jakie spowodowali. Potem przyszła nowa epoka i nowa sytuacja, w jakiej życie literackie toczyło się dalej. „Pokolenia, które wstępują” już nie znalazły potem takich opiekunów i organizatorów; wszystko toczy się dziś innymi trakcjami. Wtedy bez Leszina i Waśkiewicza byłoby gorzej i biedniej. Bo to, co obaj czynili było „pragmatycznie poezjotwórcze”, co szczególnie ważne w ówczesnej, zdecydowanie trudniejszej niż obecnie, „przestrzeni publikacyjnej”. Oni tę przestrzeń poszerzyli.
Ostatnim „przedsięwzięciem” Jurka było założenie w nowych czasach własnego wydawnictwa „Anagram”, które po dzień dzisiejszy prowadzi z powodzeniem Jego córka, Magda (ale to już opowieść na inną historię).
W roku 2012 Jurek wydał książkę osobliwą – podsumowanie własnego żywota pt. „Życie od – do”. Jest w niej sporo Jego wierszy (i multum ciekawych fotografii), ale przede wszystkim pełna nostalgii opowieść o latach młodości, rodzinnym domu oraz późniejszych meandrach i „zacietrzewieniach” żywota. Dla przyszłych badaczy tamtego okresu będzie to książka bezcenna. Dla nas, tych, którzy Jurka znali, jest to opowieść traumatyczna i obolała, napisana przez człowieka, który ma świadomość, że „dobre lata” minęły i który jeszcze w resztkach swego wigoru polemizuje z ludźmi i zdarzeniami minionego czasu. Bez wątpienia Koperski – niesłychanie energetyczny, aktywny i kreatywny – dożywał swego żywota na bocznym torze i w niepewności wielu spraw, które już były poza Nim. Pragnął wrócić do źródeł, i to radykalnie; już wcześniej odciął się od swego przydomka, od tego „drugiego nazwiska” – o Leszinie już nie chciał słyszeć, badał to, co w Koperskim było najważniejsze i najprawdziwsze. Sic transit gloria mundi! – myślałem, czytając tę książkę, ale też byłem wdzięczny Jurkowi za tę „spowiedź dziecięcia wieku”. I ujęty tym jego rozgrzanym do czerwoności powrotem do własnych źródeł…
Jurku, nie zapomnimy o Tobie, nie zapomnimy o Andrzeju, o Was, którzy jak cieśle strugaliście nam poetycką kołyskę.
PS. Ten tekst w nieco dłuższej formie ukaże się równolegle na www.pisarze.pl
Pogrzeb Jurka odbędzie się w poniedziałek, 25 marca, o godzinie 11.00 na cmentarzu w Płońsku i tego samego dnia w warszawskim Kościele Środowisk Twórczych na Placu Teatralnym o godzinie 18.00 Msza Święta w Jego intencji.