Znów pro domo sua…
Wpis dodano: 2 października 2012
Rzadko tu pisuję pro domo sua, czyli bezpośrednio o sobie, ale czasami trzeba się dopieścić, bo jak powiada stara dewiza, jeśli się sam nie pochwalisz, możesz się czuć jak opluty. No, tak źle to ja się nie czuję, a zwłaszcza gdy czytam recenzje na temat swego ostatniego tomiku pt. Dzieci z Hameln (Wydawnictwo Adam Marszałek, 2012). Ukazały się już łaskawe opinie z tej książeczki pióra Anny Marii Musz, Stefana Jurkowskiego, Andrzeja Waltera i Wandy Skalskiej, otrzymałem sporo mailowych opinii przyjaciół, a teraz, w najnowszym numerze „Pegaza Lubuskiego” [nr 3 (50) 2012] przeczytałem recenzję Agnieszki Moroz, także bardzo mnie dopieszczającą. Jej tytuł: Studium oswojonego lęku. O „Dzieciach z Hameln” Leszka Żulińskiego. Wiele w tym tekście dla mnie samego zaskakujących konstatacji, ale być może celnych. Przytaczam recenzję w całości:
Ludowe podanie o fleciście z Hameln, który grając na zaczarowanej fujarce, zahipnotyzował i wyprowadził w nieznane dzieci z całego miasta, stało się inspiracją szeregu wierszy zebranych w najnowszej książce Leszka Żulińskiego. Występujące w utworach poety postaci znacząco różnią się od swych pierwowzorów – znajdują się w ciągłym ruchu i nieustannie zmieniają tożsamość, kusząc (lub w przypadku „dzieci” – dając się zwieść) kolejną maską, muzyką, formą lub barwą. W tytułowym wierszu Dzieci z Hameln tajemniczym grajkiem okazuje się śmierć, dziećmi zaś – orszak ludzi, którzy przez całe życie wirują do wygrywanej przez nią melodii w szaleńczym danse macabre. W Listopadowym wieczorze wszechwładną przewodniczką zostaje żydowska pieśniarka, Yasmin. Jej śpiew brzmi tak pięknie i poruszająco, że słuchający dziewczyny bohater w jednej chwili zamienia się w Żyda – wzrasta w nim ściana płaczu, a w jego kieszeniach pojawiają się okruszki macy. Zdecydowanie dominującym wizerunkiem jest jednak femme fatale, z lubością odgrywająca rolę ponętnej hipnotyzerki i dręczycielki mężczyzny, który staje się przy niej bezbronny jak dziecko.
W kolejnych wierszach Żuliński mnoży jej wizerunki, ukazując ją jako żarłoczną ostrygę, rozbuchane ognisko, gorący eliksir z werbeny i mandragory, demona – utęsknionego, lecz pojawiającego się tylko w malignie… Snute przez niego wizje wyraźnie nawiązują do modernistycznych obrazów kobiety-modliszki, kobiety-wampira czy kobiety-demona. Zapach siarki, który w wierszu Afekt roztacza wokół siebie dziewczyna, świadczy o tym, iż ulegający jej bohater ma do czynienia z istotą diabelską, nieczystą siłą, pragnącą go opętać. Stworzone przez poetę postaci płci żeńskiej przypominają kobiety z powieści Przybyszewskiego – są niczym sępy, czekające w łóżku na padlinę. Dążą nie tylko do zaspokojenia swoich żądz, ale przede wszystkim do zdobycia dominacji – chcą zaabsorbować mężczyznę, wchłonąć go i pozbawić władzy. Podmiot liryczny cechuje zaś charakterystyczny dla modernistycznych bohaterów mizoginizm, objawiający się jako lęk przed „uzębioną waginą”. Pojawiający się w wierszach Żulińskiego mężczyzna niejednokrotnie sięga po broń, by w razie potrzeby móc się bronić. Język, którym rozchyla małże, staje się ostry jak nóż, nożem otwiera również ostrygi, jak gdyby chciał sprawdzić, czy wewnątrz nie czai się niebezpieczeństwo. Tak przedstawiony bohater liryczny początkowo może się wydać podobny do mordercy z opowiadania Edgara Allana Poego Beatrycze, który w przypływie szaleństwa wyrywa swej pięknej kuzynce wszystkie zęby. Podobieństwo obu postaci jest jednak tylko pozorne. W utworach Żulińskiego bohater opanowuje bowiem w końcu swój lęk. Przekonuje się, że kobieta nie musi być wcale niszczycielką i w pełni się jej oddaje. Świadczy o tym choćby fragment wiersza Morze Łaskawe: chciałem otworzyć ją nożem jak ostrygę, ale rozchyliła się sama / i połknęła mnie w spazmie przypływu / nad ranem leżała obok mnie syta i zamknięta; / z portu dochodziły hałasy dnia, / z miasta – syreny fabryk, / z głębi – cisza. Ona najpiękniejsza. Można zatem stwierdzić, iż bohater liryczny Żulińskiego „ewoluuje”. Nie pozostaje ślepcem, oceniającym kobiety z pozycji mizogina i nieuleczalnego fanatyka. Mimo tego, nawiązania do twórczości Przybyszewskiego są w utworach Żulińskiego bardzo konsekwentne.
Należy zauważyć, iż oprócz wspomnianej kobiety-modliszki, pojawia się tu również inny, bliski Przybyszewskiemu obraz – jest to kobieta-przewodniczka artysty. Fakt ten szczególnie wyraźnie uwidacznia się we wspomnianym już Listopadowym wieczorze (postać Yasmin) oraz w utworze Goplana, w którym znudzony i pozbawiony weny poeta zostaje natchniony przez wodną nimfę „zalewającą mu usta wierszem”.
Oprócz frapujących nawiązań do literackich tradycji (poza opisanymi inspiracjami, uważny czytelnik odnajdzie tu również aluzje do Márqueza, Grassa, Różewicza czy Joyce’a) tomik olśniewa bogactwem konstruowanych przez poetę obrazów. Niespotykana wręcz, w tak dbających o formę i paradoksalnie pozbawionych ozdobników utworach, plastyczność zdumiewa. Deliryczne wizje, w których scena przenika scenę (jak choćby w wierszu Duszność) oraz rozkwitające niczym pustynne róże wyobrażenia (jak wspominana już przeze mnie wizja przemiany w Żyda) w niezwykły sposób wpływają na percepcję, dotykając czytelnika do głębi.
Ponadto warto zauważyć, iż teksty zawarte w tomie Dzieci z Hameln nie są wolne od niewesołych rozważań nad dokonanymi przez bohatera lirycznego wyborami. W utworze Straszne manowce podmiot mówiący dokonuje rozrachunku ze swoim życiem, które tak, jak flecista z Hameln, wywiodło go donikąd. Zamknięty w ślepym zaułku, staje twarzą w twarz z ciszą i nie jest w stanie uciec przed głosem własnego sumienia. Smutne refleksje pojawiają się także w Racji braci Grimm, gdzie Żuliński dosłownie „odczarowuje” baśń, ukazując, że w życiu nie ma ucieczki przed złem do „zasiedmiogórogrodu”.
Mogłabym długo jeszcze wymieniać zalety Dzieci z Hameln. Szczególnej uwagi domagają się znakomite gry słowne, lingwistyczne zabawy czy konstruowane przez autora filozoficzne łamigłówki. Sądzę jednak, że warto pozostawić je interpretacji czytelników, zwłaszcza że do przeczytania najnowszej książki Żulińskiego nie trzeba dłużej zachęcać. Każdy, kto sięgnie po tę lekturę, z łatwością da się bowiem uwieść słowom poety i kartka po kartce będzie za nimi podążał niczym dziecko z Hameln oczarowane melodią flecisty.