Życie po życiu
Wpis dodano: 5 kwietnia 2019
Już ponad pół roku temu zmarła moja Mama. A ja coraz częściej zastanawiam się, czy ona jakoś TAM w jakikolwiek sposób żyje? Wielu z nas wierzy, że nie umieramy absolutnie, że to, co nazywamy duszą, trwa nadal. Ponoć do niektórych osób zmarli przychodzą i rozmawiają z nimi. Ale czy to jest jednoznacznie pewne? Ja jako stary racjonalista-marksista nie wierzę w to. Te „odwiedziny” zmarłych to mogą być tylko nasze konfabulacje, sny, powidoki. I nadzieje.
Biegną stulecia i chyba żadna zmarła osoba fizycznie się nie objawiła. To raczej w naszej głowie powstaje nadzieja, że istnieje życie po życiu. Jeśli tak, to jaki TAM musi być tłok dusz? Ale to złe rozumowanie, bowiem dusza zapewne nie jest materialna, lecz „eteryczna” (nie wiem, jak inaczej to nazwać). I to dawałoby nam jakąś nadzieję, że „nie wszystek umrę”.
Jeśli tak by było, to rodzi się kolejne pytanie: po co i dlaczego dusza miałaby być wieczna? Teorie religijne mają rozmaite argumenty w tej kwestii; sęk jednak w tym, że są pozbawione dowodów i opierają się na wierze. A wiara nie ma dowodów. Wiara jest domniemaniem. Wszelkie jej objawienia to chyba raczej domysły. Religie narodziły się z nadziei i ta nadzieja je „autoryzowała”. Wszelkie cuda, zmartwychwstania itp. można przecież interpretować jako powrót z choroby do życia.
No więc co robić, co myśleć? Ano nic nie robić i wierzyć w swoje. Życie bez religii i bez nadziei byłoby okropne. Idea „śmierci absolutnej” byłaby czymś nie do zniesienia. Toteż ja, marksista-racjonalista, też gdzieś tam w głębi duszy nie wykluczam „życia po życiu”. Jak powiedział klasyk Szekspir, są na świecie sprawy i cuda, które się filozofom nie śniły. Toteż chyba jednak warto śnić?