Życiorysowe przemiany
Wpis dodano: 31 stycznia 2020
Przez dziesięciolecia naszego życia często doznajemy przemian. Jedni na lepsze, inni na gorsze. To wszystko zależy od okoliczności i rozmaitych zdarzeń. Klasycznym i spektakularnym tego przykładem jest mickiewiczowski Jacek Soplica.
Jedni z nas schodzą na manowce, inni wygrzebują się z nich. To wszystko jest nieprzewidywalne i diabli wiedzą dlaczego. Rzecz w okolicznościach, w charakterze, w rozumie, w autorefleksji. I w wierze w siebie.
Ja też przechodziłem przez takie rubikony. Chyba udało mi się przejść „na dobrą stronę”, ale dyskomfort pozostaje.
Nosić w sobie wstyd czy żal to bolesna skaza. Nie ma dla niej tabletki pocieszenia. Jest tylko nauczka: trzymanie się absolutnej przyzwoitości. Tylko ona łagodzi dawny wstyd.
Tak, można honorowo wyjść z dawnych błędów i upadków, ale one gdzieś „za uszami” nam się przypominają. Na to już lekarstwa nie ma; co najwyżej ratuje nas honor, który częściowo resetuje manowce, jakie nam się przypominają. Czy jest na to lekarstwo? Nie ma! Pozostaje tylko bratanie się z przyzwoitością.
No!, dlaczego o tym wszystkim piszę? Ano dlatego, że są blizny, które się nie zabliźniają. Mógłbym po latach machnąć ręką, jednak to niełatwe. Mimo to jest pociecha: od lat nie mam sobie nic do zarzucenia. I tylko chcę w tym stanie pozostać. A tak zwany „sąd ostateczny” podniesie palec w dół lub w górę.
Jest także pociecha dla tych, którzy pozostawiają po sobie coś trwałego – na przykład książki. Jasne: w tym korcu maku niejedna książka ginie, a czy przetrwa, o tym się już nigdy nie dowiemy. Nadzieję miejmy! Nadzieja jest Matką Pocieszenia. A reszta zależy od „busoli wiatrów”.